Star Wars: Battlefront – wrażenia z wersji beta
Drodzy fani uniwersum Gwiezdnych Wojen, MUSICIE W TO ZAGRAĆ. Star Wars: Battlefront to spełnienie Waszych marzeń o zanurzeniu się w świecie kolorowych blasterów, maszyn kroczących X-Wingów, TIE Fighterów, okraszonych genialną oprawą audio oraz dobrą szatą graficzną. To prawdziwy symulator Gwiezdnych Wojen, na który czekaliśmy wszyscy bardzo długo.Jak wiecie, EA udostępniło w wersji beta trzy tryby gry. Survival – ten, w którym musimy przeżyć kolejne fale ataków przeciwników, Drop Zone, gdzie ośmioosobowe drużyny walczą o kontrolę nad kapsułami oraz Walker Assault, czyli tryb z gatunku „atakujący i obrońcy”, deklasujący wszystkie inne tryby. Z tego też trybu pochodzą wszystkie zrzuty ekranu w niniejszym tekście.
W trybie Survival poczynaniami przeciwnika steruje komputer. Jest to tryb stanowczo zbyt prosty i niezbyt wciągający, pomimo że dostępny także w kooperacji. Oponenci nie są zbyt wymagający, mapa jest niewielka i… w zasadzie to tyle. Zadaniem graczy jest obrona kapsuł zarówno przed szturmowcami imperium, jak i maszynami kroczącymi AT-ST. Nie mam nic więcej do powiedzenia, serio. Survival Mission nie zachwycił mnie, rozegrałem go raz i nie miałem ochoty do niego wracać.
W Drop Zone dwie ośmioosobowe drużyny rywalizują o kontrolę nad rozrzuconymi po mapie kapsułami. Jest to tryb stworzony na wzór trybu Dominacji z Battlefielda 4. Jest szybko i dynamicznie. Zagrałem raz, wyszedłem – ciągnęło mnie bowiem do najlepszego z trybów.
W Walker Assault spędziłem 99% czasu gry w wersji beta Star Wars: Battlefront. Jest to tryb absolutnie genialny i w pełni oddaje klimat Gwiezdnych Wojen w każdym możliwym aspekcie – DICE nie mogło wykonać go chyba lepiej. Udostępniona nam 40-osobowa (dlaczego nie 64-osobowa?) potyczka rozgrywa się na lodowej planecie Hoth. Imperium próbuje zniszczyć generator tarczy otaczającej planetę, a Rebelianci muszą temu zapobiec. Siły dowodzone przez Lorda Vadera w 95% wygrywały, co nie świadczy jednak o złym balansie mapy. Gracze w większości przypadków nie potrafili po prostu skupić się na wykonywaniu celów misji, które są tu niejednokrotnie ważniejsze niż tylko ilość fragów. Jeśli graliście w wersję beta i mieliście wrażenie, że Rebelia po prostu wygrać nie może, zastanówcie się ile razy biegliście w stronę bieżącego celu misji, a ile czasu poświęciliście na szukanie znajdziek w postaci ulubionego pojazdu, do którego chcieliście wskoczyć.
Konstrukcja mapy nie pozostawia wiele do życzenia. Umieszczone na niej okopy są zbawienne dla Rebeliantów, ukrywających się przed ogniem laserów, granatów i rakiet, wystrzeliwanych z AT-ATów, AT-ST oraz fruwających z ogromną prędkością myśliwców TIE. Rebelianci dysponują także wieżyczkami defensywnymi, z których z powodzeniem korzystać mogą także żołnierze Imperium. Oczywiście wszystkie konstrukcje odpowiadają jeden do jednego tym, jakie znaleźć można w uniwersum Gwiezdnych Wojen – książkach, filmach i komiksach.
Na mapie Hoth dzieje się wszystko, czego moglibyśmy sobie zażyczyć. Maszyny AT-AT Imperium chcą zniszczyć generatory Rebelii. Rebelianci muszą temu zapobiec, bombardując tarcze AT-ATów za pomocą bombowców Y-Wing. Po dezaktywowaniu tarcz X-Wingi i A-Wingi pilotowane przez graczy powinny rozpętać piekło, opędzając się jednocześnie od ataków Imperialnych myśliwców TIE oraz TIE Interceptorów. A-Wingi zostały oczywiście wyposażone w kable, którymi należy umiejętnie obwiązać nogi AT-ATów. Powodzenie takiego zabiegu jest znacznie efektywniejsze od penetrowanie pancerza maszyn za pomocą rakiet i blasterów. Dwa zniszczone AT-ATy oznaczają porażkę Imperium. Proste? Niekoniecznie.
Biegając z kultowym blasterem DH-17, którego miłośnicy Gwiezdnych Wojen z pewnością znają z filmów, cieszyłem się jak małe dziecko wsłuchując się w odgłosy jego wystrzałów, z radością obserwowałem trajektorię lotu kolorowych laserów i z niepokojem spoglądałem w stronę zbliżających się maszyn kroczących AT-ST, AT-AT oraz myśliwców TIE i TIE Interceptor, które jednym strzałem mogłyby wkomponować mnie w powierzchnię lodowej planety.
Nie bez powodu nazwałem Star Wars: Battlefront symulatorem Gwiezdnych Wojen. W grze jest po prostu wszystko czego fani mogliby oczekiwać. Arsenał i gadżety wprost ze świata popularnego uniwersum, szeroka gama pojazdów, do których można wsiąść, bohaterowie w postaci Luke’a Skywalkera i Dartha Vadera, w których możemy się wcielić, odwracając losy bitwy… i wiele, wiele innych rzeczy! Oprawa audio jest tu fenomenalna – grę można uruchomić tylko po to, by wsłuchiwać się w genialną muzykę lub delektować się dźwiękami wydobywanymi przez bronie lub pojazdy. Kojarzycie odgłos generowany przez myśliwiec TIE? Wystrzał blastera? Charakterystyczne rozmowy pilotów X-Wingów? Wszystko to znajdziecie w grze!
Ciekawie rozwiązano system pojazdów dostępnych w grze. Nie możemy się w nich, podobnie jak to było w serii Battlefield, „zespawnować” po śmierci. Aby dostać się do wnętrza jednej z maszyn należy na polu bitwy natrafić na określoną „znajdźkę”. Do takowych zaliczają się nie tylko maszyny, ale także bonusowa broń oraz wieżyczki wsparcia. Ma to swoje dobre i złe strony. Z jednej strony nie trafimy na osoby, które nonstop „blokują” określony pojazd. Z drugiej jednak uniemożliwia to sprawną i taktyczną grę drużynom zorganizowanym, które chciałyby ustalić pewnego rodzaju „podział obowiązków”.
EA zdecydowało się po raz kolejny zastosować system „levelowania” kont graczy, nagradzając nas punktami doświadczenia za absolutnie wszystko – zabójstwa, asysty, osiągnięcia, realizowanie celów misji – dokładnie tak, jak miało to miejsce w serii Battlefield. Równolegle z punktami i poziomami doświadczenia otrzymujemy kredyty, w zamian za które odblokowywać możemy kolejne bronie dla trybu Walker Assault, a także liczne gadżety. Wśród tych ostatnich wybierać możemy pomiędzy plecakami odrzutowymi, umożliwiającymi wykonywanie długich skoków, doładowaniem broni, ułatwiającym penetrację tarcz energetycznych, granatami jonowymi i kilkoma innymi akcesoriami. Gracz może wybrać maksymalnie trzy z nich i trzeba przyznać, że każde na swój sposób urozmaica rozgrywkę i żadnego z nich nie można nazwać bezużytecznym.
Początkujący gracze mogą przez system stopniowego odblokowywania arsenału poczuć się trochę zagubieni. Wchodząc na pole bitwy postacią na pierwszym poziomie mamy niewielkie szanse w bezpośrednim starciu z uzbrojonym po zęby przeciwnikiem na wyższym poziomie doświadczenia. EA wybrało jednak taką, a nie inną drogę i trudno traktować to jako wadę. Osobiście nie miałem problemu ze sprawnym zdobyciem punktów doświadczenia – wystarczy odrobina sprytu i wola walki. 🙂
Jak wygląda walka? Dynamicznie i efektownie! Lasery strzelają tak jak lasery – dokładnie w punkt. Trochę czasu musi jednak minąć zanim laser doleci do celu. Wszystko to trzeba mieć na uwadze prowadząc wymianę ognia. Uwzględnić należy także fakt, że bronie magazynków nie posiadają. Jedynym ograniczeniem jest ich przegrzewanie się – klawisz R pełni tu funkcję „schładzającą”.
Dzień 19 listopada, czyli dzień polskiej premiery Star Wars: Battlefront, zaznaczyłem w kalendarzu czerwonym kółkiem, a na smartfonie ustawiłem stosowne powiadomienia. Nie pamiętam kiedy ostatnio z taką niecierpliwością wyczekiwałem jakiejkolwiek premiery gry komputerowej. Star Wars: Battlefront jest tytułem z ogromnym potencjałem, który docenią zwłaszcza miłośnicy uniwersum Gwiezdnych Wojen. Nie mogę powiedzieć, że wersja beta zwiastuje nadejście czegoś rewolucyjnego, bo po prostu tak nie jest. Wszystko wskazuje jednak na to, że Star Wars: Battlefront w pełni spełni pokładane w niej nadzieje i stanie się jedną z najlepszych gier spod znaku Gwiezdnych Wojen, jakie do tej pory powstały.
Niech Moc będzie z Wami!