Assassin’s Creed: Revelations – kryzys serii?

Niesamowita opowieść o walce klanu asasynów z zakonem templariuszy towarzyszy nam już od ponad 3 lat. Ewolucja jaką w tym czasie przeszła seria Assassin’s Creed jest naprawdę imponująca. Każda kolejna jej część była większa, lepszą i bardziej widowiskowa od poprzedniej. Przynajmniej do teraz, bo czwarta odsłona cyklu to wyraźny krok wstecz.
Ezio Altair Assassin Revelations Run Istambul
Kryzys tożsamości
Ciekawe czy jest ktoś kto wątpił w to, że Ubisoft jeszcze raz sięgnie do postaci Ezio Auditore da Firenze? Poprzednie dwie odsłony z tym bohaterem wyniosły serię Assassin’s Creed na wyżyny. Rozbudowany świat, coraz bogatszy system rozgrywki i całe mnóstwo różnorodnych zadań do wykonania działały na graczy niczym lep na muchy. Nie ma co ukrywać, że tego typu skradankowych gier akcji nie ma na rynku zbyt wiele. Być może dlatego właśnie Ubisoft postanowił uczynić z Assassin’s Creed swoją flagową serię, której kolejne odsłony ukazywałby się co roku. Innymi słowy coś na kształt Call of Duty.
Masjaf Ezio Altair Creed Assassin
Zapewne teraz zagorzali fani Assassin’s Creed, obrażeni za to porównanie, już szykują zbrojny marsz pod redakcje Conowego.pl. Nim jednak zaczniecie ostrzyć ukryte ostrza lub, co gorsza, zbierać opony do palenia poczekajcie chwilę, bo w zanadrzu mam znacznie więcej gorzkich słów w stosunku do twórców i polityki Ubisoftu. Nowy Assassin’s Creed udowadnia bowiem, że seria nie tylko zatrzymała się w miejscu, ale w niektórych aspektach wręcz zaczęła się cofać.
„Assassin’s Creed” Revelations bugs Ezio Auditore Istambul
Już początkowa lista płac, na której znalazły się wewnętrzne studia Ubisoftu od Annency po Singapur wzbudziła we mnie pewne obawy o jakość całego produktu. Bo choć mogłoby się wydawać, że większa liczba pracowników jest w stanie opracować lepszą grę to jednak istnieje spore niebezpieczeństwo, że każdy z nich może próbować wtrącić do projektu swoje trzy grosze. Niestety mam nieodparte wrażenie, że tak się właśnie stało. Zamiast znakomitego rozwinięcia doskonałego Brotherhooda otrzymaliśmy prawdziwy miszmasz. Sami zobaczcie jak teraz wygląda Desmond. Wiem, że akcja gry przenosi się do Istambułu, ale czy to musi od razu oznaczać, że asasyn naszych czasów ma wyglądać jak Turek prowadzący budkę z kebabem albo młodszy Nico Bellic, gangster z Bałkanów?

A co powiecie na misje w stylu Tower Defense? Tak, tak, one również znalazły się w nowym Assasssin’s Creed. Wytłumaczenie wprowadzenia tych etapów jest proste – teraz musimy walczyć z Templariuszami o wpływy i jeśli staniemy się rozpoznawali istnieje duże prawdopodobieństwo, że przeprowadzą oni atak na jedną z zajętych przez nas strażnic. I choć sama zabawa w odpieranie kolejnych fal wrogów bywa przyjemna to jednak w miarę upływu czasu zaczyna nużyć tak mocno, że robimy wszystko, aby uniknąć tego typu starć. Jak widać eksperymenty nie zawsze są udane.
Ezio Assassin Tower Defense Revelations Creed
Podobnie zresztą można zaklasyfikować misje rozgrywające się w czymś co można nazwać „czystym Animusem”, wnętrzem programu. Jak wiadomo w poprzedniej części gry nasz bohater – Desmond Miles zapadł w śpiączkę spowodowaną przejęciem kontroli nad jego umysłem przez tajemniczą siłę. Aby uchronić jego umysł przed degradacją spowodowaną kontaktem przyjaciele podłączają go do Animusa. Mając dostęp do niezbadanych dotąd pokładów programu możemy odkryć zapomniane wspomnienia Desmonda. Szkoda tylko, że ten element gry został tak spłycony i zamiast ciekawych zagadek logicznych snujących niesamowite teorie spiskowe otrzymaliśmy zabawę w przechodzenie labiryntu (z perspektywy oczu bohatera) przy pomocy różnego rodzaju klocków. Przyznam szczerze, że nie tego oczekiwałem po następcy doskonałego Brotherhooda.
Animus Desmond Miles wspomnienia Memories „Object 16” zagadka
Animus Desmond Miles wspomnienia Memories „Object 16” zagadka

#break#
Zawiedzione nadzieje
Oczywiście możecie pomyśleć, że się czepiam, bo Revelations przynosi sporo zmian w rozgrywce, które z powodzeniem można uznać za powiew świeżości. Głównymi nowościami są ostrze z hakiem oraz możliwość konstruowania różnych ładunków wybuchowych. O ile jednak pierwszy patent daje sporo satysfakcji podczas poruszania się po mieście i walki z przeciwnikiem, o tyle drugi znacząco upraszcza całą zabawę. Kiedyś pokonanie kapitanów wież templariuszy stanowiło nie lada wyzwanie (szczególnie tych nieźle zaprojektowanych). Teraz wystarczy rzucić w grupę przeciwników bombą z trucizną, aby pozbyć się wszystkich szybko i bezproblemowo.

Revelations to również zmiana otoczenia – Rzym zastąpiony został Konstantynopolem. Trzeba przyznać, że miasto robi wrażenie. Jest mocno zróżnicowane i pełne ludzi, kupców i strażników, których różne frakcje same ścierają się ze sobą. Niestety nie czuć tu tej magii, która była udziałem Florencji, Wenecji czy Rzymu. Co prawda klimatu nadają tu całkiem niezłe wstawki, w których wcielamy się w Altaira, ale raz, że nie ma ich zbyt wiele, a dwa, że nie dają nam one takiej swobody jaką mamy grając Ezio.
Altair Masjaf Assassin Creed Templars Templariusze
Prawdziwą zmorą są natomiast długie okresy ładowania. Twórcy próbowali w pewien sposób to usprawiedliwić wrzucając w słyszane przez nas rozmowy pozostających w „realu” bohaterów informacje o mocnym obciążeniu Animusa sięgającym 85%. Wymówka świetna, bo trudno uwierzyć w to, że nowa gra jest w jakimś aspekcie bardziej wymagająca od Brotherhooda. Poza nieco lepszą oprawą graficzną niewiele się tu zmieniło. W niektórych aspektach takich jak choćby ilość zadań pobocznych czy wygląd interfejsu użytkownika można zauważyć nawet pewien krok wstecz.  
Istambul Ezio Auditore pickpocket walka
Czar sieci
Na tle trybu opowieści zabawa wieloosobowa błyszczy niczym diament w gablocie jubilera. Twórcom udało się bowiem znacznie podkręcić dynamikę starć w sieci dzięki wprowadzeniu kilku usprawnień i sporej liczby niezłych trybów gry. Jednymi z najciekawszych są ochrona wyznaczonych celów – spacerujących postaci niezależnych przed zakusami drugiej drużyny i walka o skarby, przypominająca nieco słynne już „Capture the Flag”. Dzięki ściśle określonym celom i współpracy pomiędzy graczami rozgrywka staje się znacznie dynamiczniejsza i bardziej widowiskowa. Co istotne sporym impulsem do dalszej zabawy są nie tylko różnorakie bonusy czy punkty doświadczenia zdobywane podczas kolejnych potyczek, ale również zręby fabuły przedstawiane w formie krótkich filmików.

Seria Assassin’s Creed w moim osobistym rankingu najlepszych gier wszechczasów zajmuje jedno z czołowych miejsc. Niestety najnowsza jej odsłona to dla mnie, zapalonego fana tego niesamowitego uniwersum spore rozczarowanie. Owszem dalsza historia Ezio opowiadana jest ciekawie, a główne misje w tak zróżnicowanym kulturowo mieście bywają porywające. Problem w tym, że poza zadaniami pchającymi fabułę do przodu nowa metropolia wydaje się pusta. Bo choć zadań pobocznych nie brakuje to jednak daleko im do poziomu Brotherhooda.
Istambul walka janczar
Sporo udziwnień i nie do końca przemyślanych koncepcji spowodowało, że nowa gra wyraźnie odstaje od swoich poprzedników. Na tle dotychczasowych części serii nawet nowe aranżacje Jaspera Kyda brzmią mało przekonująco. Na szczęście całość ratuje doskonały tryb wieloosobowy, który dzięki udoskonaleniom nabrał prawdziwych rumieńców. Szkoda tylko, że tego właśnie zabrakło ostatniej odsłonie opowieści o włoskim szlachcicu.
„Assassin’s Creed” multi multiplayer walka potyczka polowanie hunt eliminacja Abstergo Animus

BARDZO DOBRY
Zalety:Wady:
– intrygująca historia
– duże i  pełne różnorodności miasto
– nieźle pomyślane i przedstawione zadania główne
– doskonałe tryby wieloosobowe
– zwolnienia podczas walk
– świetne wykorzystanie ostrza z hakiem
– nużąca obrona baz w stylu Tower Defense
– wspomnienia Desmonda jako gra logiczno-zręcznościowa
– znaczne uproszczenia rozgrywki
– mało ciekawych zadań pobocznych
– mało klimatycznie
– niezbyt rozgarnięci przeciwnicy
–  błędy graficzne pokroju strażników zatopionych w dachach
– długie czasy ładowania

Grafika: 4/5
Dźwięk: 3,5/5
Grywalność: 4/5

Ocena ogólna: 4/5