Niepewne losy opłaty reprograficznej

Jeszcze latem za sprawą wzmożonej aktywności ze strony rządowej, można było się spodziewać wprowadzenia opłaty reprograficznej jeszcze w tym roku. Jednak z każdym mijającym miesiącem coraz bardziej wygląda na to, że kwestia opublikowania opłaty w nowym kształcie raczej się oddala niż zbliża.

O opłacie reprograficznej zostało już napisane bardzo dużo, jednak należy o niej wspomnieć jeszcze raz z kilku przyczyn, które zwykle są pomijane w publikacjach na ten temat. Po pierwsze przedstawimy ją w innym świetle i wyjaśnimy czemu formalnie jest podatkiem. Po drugie pokażemy ministerialne zmiany postawy odnośnie interpretacji potrzeby jej wprowadzenia, po trzecie wykarzemy jej nieuzasadnione stosowanie w dużej części komputerów. Wreszcie postawimy i uzasadnimy śmiałą tezę, że prawdopodobieństwo wprowadzania opłaty reprograficznej stoi pod coraz większym znakiem zapytania.

Aparat państwowy w służbie prywatnej inicjatywy

Choć o opłacie reprograficznej mówi się i pisze dużo, to chyba nikt nie zwrócił uwagi na pewną jej wyjątkową cechę. Jest to chyba jedyna inicjatywa pozarządowa, wręcz prywatna, która otrzymuje pełne wsparcie od rządu. Państwo udostępnia swoje narzędzia w postaci infrastruktury legislacyjnej, dzięki którym zaproponowany projekt opłaty otrzyma status ustawy państwowej. Mało tego, rząd zapewnia też wsparcie ze strony swojego największego stróża porządku, jakim jest Urząd Skarbowy. W takim przypadku nie ma już wątpliwości, że opłata jest podatkiem, bo przecież wspomniany urząd stoi na straży porządku podatkowego w kraju.

Porównując aktywność po stronie władz, organizacji, których opłata będzie dotyczyć (tak po stronie „dawców” jak i beneficjentów) oraz mediów można odnieść wrażenie, że budzi ona największe zainteresowanie wśród tych trzecich. Trudno też oprzeć się spostrzeżeniu, że decyzje po stronie rządowej powstają w konsekwencji reakcji przede wszystkim mediów oraz wspomnianych organizacji zaangażowanych w sprawę.

Publikacje medialne wyznaczają kierunki prac rządowych?

Opłata reprograficzna w pierwszej wersji miała wynosić 6 proc., a nad sprawnym pobieraniem opłaty miały czuwać instytucje zarządzające prawami autorskimi. W mediach pojawiły się artykuły kwestionujące skuteczność takiego rozwiązania. Specjaliści tłumaczyli, że przedsiębiorcy wiedzą jak unikać płacenia nowej daniny. W przeszłości nierzadko zdarzały się przypadki, gdy legalnie działający dystrybutor kupował sprzęt od firmy, która nie zapłaciła należnego podatku. W takich przypadkach później ścigany był dystrybutor, a nie importer, który od dawna formalnie nie istniał.

Czytaj też: Opłata reprograficzna – ministerstwo mięknie? | CoNowego.pl

Być może właśnie dzięki takim publikacjom Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu postanowiło, że organem, który będzie czuwał nad prawidłowym płaceniem podatku będzie wspomniany Urząd Skarbowy. Z punktu widzenia skuteczności jest to z pewnością właściwy ruch.

Zmienna retoryka rządu

Nie mniej istotną zmianą, która pojawiła się w projekcie była kwestia zdefiniowania uzasadnienia wprowadzenia podatku. Na początku brzmiała ona następująco: ma być rekompensatą dla twórców za nielegalne korzystanie (odtwarzanie, kopiowanie, udostępnianie) przez odbiorców z utworów chronionych prawem autorskim. W mediach podkreślano, że zjawisko pirackich kopii już od lat praktycznie nie istnieje. Straciło rację bytu, bo dziś odbiorcy korzystają ze źródeł streamingowych i korzystają legalnie ze wspomnianych utworów.

Ponieważ nie ma co do tego wątpliwości ministerstwo zmieniło swoją retorykę. Dziś podatek nie dotyczy nielegalnego korzystania z utworów chronionych prawem autorskim. Dziś ma rekompensować artystom straty, które ponieśli w konsekwencji korzystania przez odbiorców z tzw. dozwolonego użytku prywatnego. W praktyce dotyczy to przypadków np. udostępnianie rodzinie lub znajomym nieodpłatne korzystanie z własnego egzemplarza dzieła. W związku z tym właściciel praw autorskich ponosi straty, bo nie sprzeda drugiego egzemplarza.

To tłumaczenie również można uznać za luźno związane z rzeczywistością. Wie o tym każdy, kto usłyszawszy u kolegi utwór (chroniony prawami autorskimi), który przypadł mu do gustu – dołączył go do ulubionych w posiadanym przez siebie serwisie streamingowym, przysparzając artyście tantiem.

Komputery – tak, smartfony – nie

Następna kwestia, która budzi u jednych emocje, u innych niezrozumienie, to wybór sprzętu objętego podatkiem. Z ministerialnej listy zniknęły smartfony. Teoretycznie uzasadnienie jest oczywiste – nie każdy użytkownik smartfonu używa go jako źródła muzyki czy innych dzieł chronionych prawem autorskim. A znakomita większość używających robi to korzystając z wyżej wspomnianych serwisów. Być może do tej zmiany przyczyniła się deklaracja prezydenta, który podczas swojej kampanii powiedział, że „obciążenie wszystkich smartfonów opłatą na rzecz ZAiKS, byłoby moim zdaniem niesprawiedliwe i konstytucyjnie wadliwe”. Trzeba jednak podkreślić, że zapis projektu ustawy jest tak skonstruowany, że można go poszerzyć o smartfony w bardzo prosty sposób.

Ale czemu komputery firmowe?

Kontrowersje budzi też sprawa obciążenia podatkiem wszystkich komputerów. Bardzo duża część sprzedawanych w Polsce komputerów trafia na rynek przedsiębiorstw. Teoretycznie można sobie wyobrazić, że użytkownik służbowego laptopa traktuje go po godzinach jako źródła utworów chronionych prawem i dzieli się nimi z rodziną czy znajomymi. Ale w przypadku komputera stacjonarnego taki model już raczej nie jest możliwy. Podobnie można też traktować komputery przeznaczone do stosowania w edukacji, a to kolejna bardzo duża część sprzętu sprzedawanego w naszym kraju, zwłaszcza od półtora roku.

Okazuje się, że nie tylko nasza redakcja ma takie wątpliwości.

Czy opłata reprograficzna zostanie wprowadzona w życie?

Jak wiadomo, opłata ma bardzo wielu przeciwników.  Należy do nich Federacji Konsumentów, ZIPSEE Cyfrowa Polska (Związek Importerów i Producentów Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego), jak również spora część społeczeństwa. Nic dziwnego, że obywatele nie chcą opłaty, która w praktyce spowoduje wzrost ceny sprzętu.

Czytaj też: Czy komputery podrożeją o połowę? | CoNowego.pl

Do listy kwestionującej opłatę w jej obecnym kształcie dołączyła też… Rada Legislacyjna, która znajduje się w strukturze rządu jako organ przy prezesie Rady ministrów. Według tejże Rady, proponowana opłata reprograficzna naruszałaby przepisy unijne oraz nie powinna być stosowana w przypadku komputerów czy nośników danych stosowanych przez administrację publiczną. Przecież komputer w urzędzie nie służy do oglądania skopiowanych na nim filmów.

Jeśli zatem również wewnątrz struktur rządowych projekt budzi wątpliwości, jego wprowadzenie można uznać za wątpliwie. Należy pamiętać, że już wcześniej Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu zmniejszyło propozycję opłaty z 6 do 4 proc. oraz zaproponowało wyłączenie z niej smartfonów. Jeśli wobec sprzeciwu biznesu, społeczeństwa a nawet wątpliwości prawników rządowych, ustawa będzie dalej modyfikowana, to choćby z racji procedur nie zostanie wprowadzona w życie w najbliższych miesiącach.