Winyle – dyskretny urok szumów

Pierwsze próby zapisania nagrań dźwiękowych podjęto już na początku XIX wieku, ale za wynalazcę płyty gramofonowej uważa się niemiecko -amerykańskiego przemysłowca pochodzenia żydowskiego – Emila Berlinera.

8 listopada 1887 Urząd Patentowy USA zatwierdził jego wniosek o przyznanie patentu na gramofon. To spowodowało szybki rozwój produkcji płyt gramofonowych. Pierwsze tłoczono z ebonitu, następnie z szelaku, aż w końcu z polichlorku winylu – i tak pozostało do dziś.

Pojawienie się płyty kompaktowej w 1982 roku praktycznie na długi czas wyparło z rynku płyty winylowe. Tego roku współpracujące przedsiębiorstwa Philips i Sony wprowadziły na rynek cyfrową technologię zapisu dźwięku w oparciu o laserowy odczyt optyczny.

Załamanie sprzedaży

Załamanie, a w zasadzie tąpnięcie sprzedaży płyt gramofonowych nastąpiło na przełomie lat 80. i 90. XX wieku. Stosunek sprzedaży płyt gramofonowych do CD wynosił w 1990 roku 11,7 miliona do 286 milionów sztuk!

W 2008 roku w USA sprzedaż płyt gramofonowych stanowiła około 1% CD. Zwiększał się procent sprzedaży poprzez pobierane on-line na komputery i telefony komórkowe (ponad 40% zakupów).

W tym ciężkim okresie płyta gramofonowa przetrwała dzięki subkulturom, które nadały jej potoczną nazwę „winyl”. Używana była głównie przez DJ-ów, którzy preferowali ten nośnik do odtwarzania muzyki w klubach, na dyskotekach czy na imprezach. Głównie ze względu na fakt, że płytę gramofonową można ręcznie przesuwać w celu modyfikacji dźwięku.

Ten styl zyskał miano „scratchu”, a powstał podobno przez przypadek. Jego wynalazca, wtedy 13 – letni Grand Wizard Theodore zatrzymał ręką odtwarzaną płytę w celu wysłuchania co ma do powiedzenia rodzicielka na temat głośności jej odtwarzania.

File:Grand wizzard theodore.JPG - Wikipedia
Grand Wizard Theodore, źródło: Wikipedia

„Pewnego dnia przyszedłem ze szkoły i jak zwykle nastawiłem gramofon. Zazwyczaj nagrywałem z niego na taśmy w radiomagnetofonie ustawionym naprzeciwko głośnika. Puściłem muzykę tak głośno, że mama wpadła do pokoju i kazała mi ją ściszyć albo wyłączyć. Ściszyłem, przytrzymując równocześnie jedną z płyt i przesuwając nią w tył i w przód, co dało efekt skreczu. Gdy odsłuchałem później nagraną taśmę, zdałem sobie sprawę, że efekt jest intrygujący”.

Było to w roku 1975, a paradoksalnie obchodzenie się z płytą w sposób lekko barbarzyński (tak odbierali to tradycyjni melomani) pozwolił jej przetrać trudne czasy.

Lepsze płyty czy kompakty?

Pod koniec pierwszej dekady XXI w. płyty kompaktowe zaczęły być coraz mocniej wypierane przez streaming. Ten okres to czas, na który datuje się renesans zainteresowania płytami winylowymi. W szczególności wśród tzw. młodych dorosłych (osób poniżej 35. roku życia), którzy zaczęli powracać do słuchania muzyki odtwarzanej na nośnikach fizycznych.

Przewagą płyty winylowej nad płytą CD, która wciąż była dostępna w obrocie, był większy rozmiar, a co za tym idzie lepszy odbiór grafiki zamieszczonej na okładce. Szybko rozniosła się także opinia, że winyle posiadają większą „głębię”. Żaden, nawet najdoskonalszy zapis cyfrowy nie jest w stanie dorównać jej brzmieniu. Koneserzy dźwięku są przekonani o zupełnie innych właściwościach szczególnie tzw. „dołów”, czyli basowych rejestrach odtwarzanej muzyki.

Co prawda naukowcy dysponujący współczesną wiedzą dotyczącą przetwarzania sygnałów, twierdzą, że dowolny dźwiękowy zapis analogowy da się przetworzyć na zapis cyfrowy (w danym zakresie częstotliwości oraz z określoną dynamiką), a następnie odtworzyć analogowo bez utraty jakości możliwej do stwierdzenia uchem człowieka. Ale co oni tam mogą wiedzieć? Przecież wielkie koncerny płacą za te badania, więc ich wyniki są takie, jakich oczekują 😊.

Dobrze ujął to Bob Ludwig, zdobywca wielu nagród Grammy, który stworzył Gateway Mastering Studios w Portland w stanie Maine.

„Ludzie mogą dyskutować o jakości dźwięku, ale wszystko sprowadza się do emocjonalnej reakcji, a nie specyfikacji technicznych”.

„Uwielbiam wrażenia płynące z winyla. Wszystko. Dla mnie, kiedy odtwarzam płyty, dźwięk jest elektryzujący, nie czuję tego z cyfry”

– powiedział Mark Mazzetti, niezależny dyrektor wytwórni A&R, który pracował dla Stinga, Janet Jackson i innych w A&M Records.

Wszystkie te czynniki sprawiły, że w 2016 roku na rynku USA sprzedano 17,2 mln płyt winylowych. W ciągu poprzednich 25 lat sprzedaż tego typu nośników wzrosła o ponad 50%.

Pandemia nakręciła popyt na płyty winylowe

Aby dotrzymać kroku wzrastającej sprzedaży producenci postanowili szybko odbudować branżę. Zbudowano dziesiątki fabryk produkujących płyty, aby spróbować zaspokoić rosnący popyt.

Czytaj także: W USA rośnie sprzedaż płyt CD

Branża „znalazła nowy sprzęt i przyspiesza w nowym tempie”, powiedział Mark Michaels, dyrektor generalny i prezes United Record Pressing, największego amerykańskiego producenta płyt, w Nashville w stanie Tennessee.

Popyt na płyty winylowe rósł dwucyfrowo od ponad dekady, a masowi handlowcy zwiększali podaż dostępnych albumów.

Wtedy ogłoszono światową pandemię, która w przypadku odbioru muzyki okazała się katalizatorem wywołującym zaskakujący wstrząs. Ponieważ trasy koncertowe zostały odwołane, a ludzie tkwili w domowych lockdownach, zaczęli kupować albumy winylowe w jeszcze szybszym tempie.

Dlaczego winylowe? W przypadku starszych melomanów możemy mówić o pewnego rodzaju nostalgii, której łatwiej ulec w ciężkich czasach. Ale młodzież? Ciekawość, egzotyka, odwieczna chęć posiadania czegoś materialnego?

Jak Feniks z popiołów

Przychody ze sprzedaży albumów wzrosły w 2021 roku aż o 61%. Po raz pierwszy od lat 80 – tych ubiegłego wieku osiągnęły kwotę 1 miliarda dolarów. Jak podaje Amerykańskie Stowarzyszenie Przemysłu Nagraniowego znacznie przewyższając tempo wzrostu płatnych subskrypcji muzycznych i usług strumieniowych, takich jak Spotify i Pandora.

Duże wytwórnie, które dawno zamknęły swoje zakłady tłoczące płyty, zaczęły szukać pracowników, którzy pamiętają jak to działa. Ale przyroda nie znosi próżni, więc w sieci pojawiają się nowe. Wytwórcy płyt, którzy rozpoczęli działalność w ciągu ostatnich lat w Ameryce, to m.in. Precision Record Pressing z siedzibą w Toronto, Memphis Record Pressing, Gotta Groove Records z Cleveland i Quality Record Pressing z Kansas.

Muzyk, kompozytor i wokalista Jack White z zespołu The White Stripes otworzył własną tłocznię przy swojej wytwórni, Third Man Records w Detroit. Napisał list otwarty do głównych wytwórni płytowych, zachęcając, a wręcz błagając o uruchomienie własnych tłoczni winyli. Rosnący popyt oraz zakłócenia łańcucha dostaw surowców, w tym polimerów winylowych spowodowały, że zaległości w dostarczaniu winyli w USA sięgają 9 miesięcy. Sytuację komplikuje fakt, że trudno jest otworzyć nowy zakład, ponieważ jest tylko garstka firm – wszystkie poza USA – która produkuje maszyny do tłoczenia płyt.

A jak to w Polce było?

W naszym kraju losy płyt gramofonowych toczyły się podobnie jak w innych częściach świata. Lata 60 – te XX wieku to początek boomu na płyty, zwane wtedy „długogrającymi” (w odróżnieniu od singli, które zawierały najczęściej 2 utwory). Lata 70 – te i 80 – te to prawdziwy rozkwit wydawnictw.  Polskie Nagrania (sprzedane za bezcen w 2015 roku), Tonpress, Pronit, czy późniejsze wytwórnie tzw. „polonijne” , jak np. Savitor, Arston, czy Polton wydawały płyty, po które ustawiały się ogromne kolejki (nota bene jak po prawie wszystko wtedy).

Pod koniec lat 80 – tych pojawiły się płyty kompaktowe, które, podobnie jak na Zachodzie wyparły gramofonowe.

Swego rodzaju „kapsułą czasu” dla polskich miłośników winyli był sklep Side One, działający od roku 1998 w Warszawie, przy ul. Chmielnej. To tam melomani, którzy nie pozbyli się gramofonów kupowali płyty w trudnych czasach dyktatury CD. Wojtek – właściciel działającego do dzisiaj sklepu, miał w swojej ofercie wszystko, zewsząd (cuda na zamówienie). Niewątpliwie przyczynił się w znacznej mierze do podtrzymania funkcjonowania winylowego krwioobiegu nad Wisłą.

Źródło: ZIMA RECORDS

Tak jest!

Obecnie trudno znaleźć w Polsce szanujące się wydawnictwo, które nie ma w swojej ofercie płyt winylowych.

Co by nie powiedzieć o czarnych (zazwyczaj, choć nie tylko) płytach – ten nośnik ma w sobie coś nieuchwytnego. Coś z czym miłośnicy muzyki na całym świecie ciągle chcą mieć do czynienia.

Jarek Grzesica, twórca legendarnego Warsaw Electronic Festival widzi to tak:

„ Uwielbiam słuchać muzyki z płyt winylowych ponieważ moim zdaniem dają dużo bardziej fizyczne doświadczenie dźwięku. Oczywiście jest tyle samo opinii za jak i przeciw. W teorii płyta winylowa oferuje gorsze parametry techniczne, ale w praktyce przesłuchy międzykanałowe, materiał powodujący, że mamy do czynienia z fizycznym analogowym generowaniem sygnału, szumy – to wszystko tworzy magię w odsłuchu. Płyty, które mam w wersji cyfrowej i winylowej słucham z winyla! To zupełnie inne doświadczenie, po prostu lepsze, wymagające większej celebracji. Samo przygotowanie płyty, wyciągnięcie jej z okładki, dotykanie… Ważymy ciężar płyty i … w końcu słuchamy  – to jest bomba😊!”

A wieloletni redaktor naczelny wielu polskich pism technologicznych (m. in. Chip, PC Format) Adam Chabiński dodaje:

„Lubię słuchać muzyki z płyt gramofonowych. Dźwięk jest bardziej fizjologiczny, naturalny i ciepły, niż ten z innych źródeł”.

Magia posiadania winyla ciągle działa. Świadczy o tym dobitnie wzrastający popyt, także wśród młodych melomanów, dorastających przy streamingu, chmurach i cyfrowych subskrypcjach. Czy to dobra wiadomość? A dlaczego nie?