Rynek motoryzacyjny w Polsce. Zamiast San Francisco mamy złomowisko
Po naszym kraju porusza się ponad 20 mln samochodów osobowych, połowa z nich ma co najmniej 16 lat. Import aut używanych stale rośnie. Największym problemem jest nawet nie to, że są to auta najczęściej bardzo stare, ale to że ich stan techniczny pozostawia dużo do życzenia.
Pierwsze pytanie jakie może sobie zadać czytelnik niniejszego artykułu może brzmieć: co w serwisie, który ma w nazwie „co nowego” robi tekst o tym, że po Polsce jeżdżą głównie stare rzęchy – auta nie dość, że wiekowe, to jeszcze często nie całkiem sprawne technicznie. Odpowiedź jest prosta, na naszych łamach opublikowane będą materiały dotyczące wszelkich nowości, czyli zarówno aut z silnikami spalinowymi (ciągle bardzo popularnymi), hybrydowymi i elektrycznymi. Teraz chcemy naszym czytelnikom nakreślić kontekst, jakim jest aktualna sytuacja na rynku. Być może dla niektórych będzie to inspiracja do zweryfikowania swoich planów związanych z decyzją jakie auto wybrać.
Stare – nowe 2:1
Fakty są takie: w tym roku do Polski zostanie sprowadzonych 930-950 tys. samochodów używanych, których wiek powoli, ale systematycznie rośnie od kilku lat i obecnie wynosi już 12 lat i 2 miesiące (patrz informacja prasowa z 5 sierpnia pt: Import samochodów osobowych – lipiec inny, niż cały rok). W całym roku sprzedaż aut nowych raczej nie przekroczy pół miliona. Czyli co roku przybywa wiekowych aut używanych dwa razy więcej, niż nowych.
Jeśli zapytać ekspertów, czy Polska może się stać motoryzacyjnym śmietniskiem Europy, odpowiadają jednym głosem – już nim jest. Już wiele lat temu, gdy bito na alarm, że w kraju pozostaną miliony aut nadających się bardziej do złomowania niż użytkowania politycy i urzędnicy twierdzili, że nie będzie problemu. Tłumaczyli, że tak jak przyjechały do nas z Zachodu, tak później trafią na bardziej ubogie rynki, jak choćby do naszych wschodnich sąsiadów. Na to się jednak nie zanosi, bo u niejednego sąsiada przepisy dotyczące importu przeciwdziałają takiej sytuacji. Ponadto, jeśli mimo to nie zabraknie amatorów staroci na Wschodzie, to na Zachodzie mają ich jeszcze dużo, a będzie coraz więcej choćby na skutek systematycznych redukcji wieku aut dopuszczonych do ruchu.
Co zrobić by nie doszło do sytuacji, w której zamiast San Francisco będziemy mieli złomowisko? Odpowiedź w formie apelu, by kupować auta nowe lub kilkuletnie nic nie da przede wszystkim z uwagi na zwykle szczupły portfel statystycznego Polaka. Nie wiadomo jednak, w jakim stopniu wielu kierowców ma zaszyty gdzieś bardzo głęboko w świadomości imperatyw klikania na stronach giełd znacznika sortowanie ceny od najniższej.
Z pewnością wiele by tu dały zestawienia całkowitych kosztów utrzymania samochodu, które w raz z jego wiekiem rosną, często astronomicznie. Gdyby takie były, z pewnością wyniki pokazałyby paradoksalnie, że auto 7-letnie w perspektywie kilku lat użytkowania jest tańsze od 17-letniego. Ale takich statystyk nie ma. Dlaczego? Z pewnością nie byliby z nich zadowoleni sprzedawcy zza Odry, nie byliby zadowoleni importerzy ani serwisy samochodowe, o kilku innych instytucjach, z którymi każdy ma i będzie miał do czynienia nie wspominając.
Co czwarte auto to martwa dusza
Ze wszystkich typów pojazdów jakie poruszają się po krajowych drogach bierzemy pod lupę auta osobowe przyjmując, że właśnie takie są przedmiotem zainteresowania naszych czytelników. Pomijamy więc samochody o masie powyżej 3,5 tony – czyli ciężarówki, autobusy oraz ponadto wszelkiego rodzaju jednoślady. Jeśli z reakcji czytelników będzie wynikało, że któraś z pominiętych grup pojazdów – np. jednoślady – wzbudzi zainteresowanie, poświęcimy im osobny artykuł.
Ile aut osobowych mamy w kraju? Już tu zaczynają się schody.
Według danych pochodzących z Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców, liczba wszystkich pojazdów zarejestrowanych w Polsce na koniec 2020 roku wyniosła ponad 32,5 mln sztuk, o 3,17% (+1 001 957 szt.) więcej niż w poprzednim roku. Największą grupę stanowiły samochody osobowe. Według oficjalnych statystyk było ich ponad 25,35 mln sztuk, co stanowi 77,86% całego parku samochodowego w Polsce. Według danych CEPiK średni wiek pojazdów zarejestrowanych w Polsce na koniec 2020 roku wyniósł już 20,71 roku, co oznacza, że w ciągu ostatnich 12 miesięcy park postarzał się statystycznie o 0,43 roku. Według szacunkowych danych CEPiK, zjawisko braku jakiejkolwiek aktywności obejmowało na koniec 2020 roku grupę prawie 8,77 mln pojazdów, czyli około 26,93% całego parku. Największy udział w tej grupie miały samochody osobowe, wśród których było prawie 6,56 mln tzw. „archiwalnych” aut, co czyni 25,87% różnicy między bazą nieoczyszczoną a oczyszczoną – mówi Dariusz Balcerzyk, ekspert w IBRM SAMAR
Jak zmieniał się import?
W latach od 2010 do 2019 do Polski sprowadzono ponad 15 mln aut, przy czym w ostatnich latach import rośnie zarówno w sztukach, jak i w średnim wieku auta. Jeśli przyjrzeć się statystykom importu w poszczególnych miesiącach to widać, że najwięcej aut sprowadzamy na początkach kwartałów, czyli styczeń, kwiecień, lipiec i październik. Trzeba zaznaczyć, że wszystkie podawane tu liczby nie obejmują bieżącego roku, który z całą pewnością będzie wyjątkowy z uwagi na pandemię.
Dane dotyczące importu pokazują jak bardzo w ostatnich latach rośnie średni wiek sprowadzanych aut. Do czasu wcielenia Polski w szeregi Unii Europejskiej były to auta stosunkowo młode, przede wszystkim za sprawą przepisów. Wraz końcem 2001 r., gdy zniesiono zakaz sprowadzania pojazdów starszych niż 10 lat średnia wieku zaczęła lawinowo rosnąć, ale gdy we wrześniu 2002 r. w życie wszedł przepis zakazu importu aut z normą poniżej EURO 2, średnia spadła do ok 6,5 roku. Kolejna fala gigantycznego wzrostu wieku nastąpiła w połowie 2004 r. wraz z wejściem do UE zwiększając się błyskawicznie z niespełna 7 do niemal 12 lat. Wprawdzie w kolejnych latach spadała, ale od 2008 r. zaczęła znowu rosnąć osiągając szczyt (znowu 12 lat) gdy w 2016 r. rząd zapowiedział zmianę sposobu wyliczania akcyzy. Ta miała najbardziej wzrosnąć na auta wiekowe o dużych pojemnościach. Gdyby plan wszedł w życie dochodziłoby do przypadków, w których akcyza na kilkunastoletni samochód z silnikiem o pojemności 4 l byłaby wyższa, niż… jego cena. Finalnie projekt ten nie wszedł w życie.
Auta pełnoletnie górą
W efekcie liberalnej polityki akcyzowej na początku 2020 r. spośród poruszających się po Polsce 19 mln aut, niemal połowa ma co najmniej 16 lat, a co czwarte ma lat ponad 20! Jedną czwartą krajowego parku maszyn stanowią samochody od 11 do 15 lat, zaś w całkowitej mniejszości są pojazdy, których wiek nie przekracza 5 lat – stanowią one 12,7 proc.
To, że Polacy sprowadzają najczęściej bardzo wiekowe auta nie jest jedynym problemem. Zdaniem ekspertów bardzo często nawet dużo młodsze importowane pojazdy pozostawiają wiele do życzenia pod względem sprawności technicznej.
– W krajach zachodnich nie przechodzi przez badania techniczne znacznie większy odsetek aut niż w Polsce, np. w Niemczech to około 20 procent badanych samochodów, a w Finlandii nawet 25 proc. W Polsce odsetek ten jest znikomy i zwykle nie przekracza 2-3 proc. Niestety niekoniecznie oznacza to, że bardziej dbamy o nasze pojazdy niż Niemcy czy Finowie, a raczej, iż nasz system badań jest dużo bardziej liberalny, a sito przez które auto musi przejść jest po prostu dziurawe – powiedział Dariusz Balcerzyk, analityk Instytutu Samar.
Warto jednak zaznaczyć, że przyczyna tej różnicy nie musi wynikać jedynie z bardziej liberalnego traktowania stanu technicznego w krajowych stacjach.
– W Polsce badania są konieczne co rok, zaś w Niemczech co dwa lata, co w praktyce oznacza, że w aucie może się przytrafić więcej usterek, a im później wykryte, tym mogą być poważniejsze – tłumaczy Andrzej Praszczałek, mechanik ze Stacji Kontroli Pojazdów.
Tajemnicą poliszynela jest, że krajowi sprzedawcy potrafią oszukiwać klientów. Tu ekstremalnym przykładem żywcem wyjętym z ogłoszenia jest zapis: cena i przebieg – do uzgodnienia. Jednak takie przypadki są coraz rzadsze, bo już od tego roku zmniejszenie przebiegu pojazdu przez sprzedawcę ma status przestępstwa, a nie wykroczenia, jak to było wcześniej.
Quo vadis motoryzacyjna Polsko?
Jeśli zapytać ekspertów, czy Polska może się stać motoryzacyjnym śmietniskiem Europy, odpowiadają jednym głosem – już nim jest. Już wiele lat temu, gdy bito na alarm, że w kraju pozostaną miliony aut nadających się bardziej do złomowania niż użytkowania politycy i urzędnicy twierdzili, że nie będzie problemu. Tłumaczyli, że tak jak przyjechały do nas z Zachodu, tak później trafią na bardziej ubogie rynki, jak choćby do naszych wschodnich sąsiadów. Na to się jednak nie zanosi, bo u niejednego sąsiada przepisy dotyczące importu przeciwdziałają takiej sytuacji. Ponadto, jeśli mimo to nie zabraknie amatorów staroci na Wschodzie, to na Zachodzie mają ich jeszcze dużo, a będzie coraz więcej choćby na skutek systematycznych redukcji wieku aut dopuszczonych do ruchu.
Co zrobić by nie doszło do sytuacji, w której zamiast San Francisco będziemy mieli złomowisko? Odpowiedź w formie apelu, by kupować auta nowe lub kilkuletnie nic nie da przede wszystkim z uwagi na zwykle szczupły portfel statystycznego Polaka. Nie wiadomo jednak, w jakim stopniu wielu kierowców ma zaszyty gdzieś bardzo głęboko w świadomości imperatyw klikania na stronach giełd znacznika sortowanie ceny od najniższej.
Z pewnością wiele by tu dały zestawienia całkowitych kosztów utrzymania samochodu, które w raz z jego wiekiem rosną, często astronomicznie. Gdyby takie były, z pewnością wyniki pokazałyby paradoksalnie, że auto 7-letnie w perspektywie kilku lat użytkowania jest tańsze od 17-letniego. Ale takich statystyk nie ma. Dlaczego? Z pewnością nie byliby z nich zadowoleni sprzedawcy zza Odry, nie byliby zadowoleni importerzy ani serwisy samochodowe, o kilku innych instytucjach, z którymi każdy ma i będzie miał do czynienia nie wspominając.