Czy zakup telefonu u operatora wciąż ma sens?

Ach, kiedyś to było. Pamiętacie promocje na telefon za złotówkę, przy zastrzeżeniu, że opłata łącznie z podatkiem VAT wynosi 1,22? Ja pamiętam. I z jednej strony – jako stary wyjadacz tej branży – brakuje mi tych czasów, a z drugiej strony, bardzo się cieszę, że minęły. Jak to jest z tymi ofertami na telefon u operatorów? Warto, czy nie?

Kiedyś zakup smartfona u operatora mógł być wielką okazją

Moja przygoda z rynkiem telekomów sięga czasów, kiedy na rynku rządziły Nokia z serii 33xx, Alcatele oraz Sony Ericssony. Młodszym czytelnikom powiem tu jeszcze, że było to w latach, kiedy o smartfonach nikomu z nas się nie śniło, a swoje sukcesy święcił internet o przełomowej prędkości zbliżonej do 128 kbit/sec. 

Życie toczyło się nieco wolniej, z mediów społecznościowych mieliśmy ze znajomymi dyskusje na IRC-u, a filmy wypożyczało się w wideotekach. Pamiętam, że właśnie wtedy łatwo udawało mi się wynaleźć naprawdę dobre promocje u operatorów. Czasem faktycznie udawało się kupić jakiś telefon po tak niskiej cenie, że w punkcie stacjonarnym prowadzono na niego zapisy. 

Pamiętam taką sytuację i o ile sięgam pamięcią, dotyczyła ona jakiegoś taniego, budżetowego Alcatela. Nigdy więcej nie słyszałem o tym, aby gdzieś w mojej okolicy na jakiś telefon lub smartfon powstawały jakieś specjalne listy, do których trzeba było się zapisywać w obawie przed tym, że towar zniknie z półek.

Z biegiem czasu promocje ewoluowały. Można powiedzieć, że ich model się zmieniał, jednak wciąż można było kupić sensowny telefon u operatora. No, przynajmniej raz na jakiś czas. Nie stanowiło to większego problemu, bo w parze z zakupem w danej sieci, zwykle dostawało się też w pakiecie długą, bo 24, a nawet 36-miesięczną umowę.

Zmiany u operatorów, które wpłynęły na cały rynek

Pamiętacie, jak kilka lat temu ktoś wpadł na pomysł, aby do opłaty abonamentowej dorzucić wysokość raty za telefon? Z chwilą, gdy ten pomysł został wdrożony, było jasne, że stoimy u progu wielkich zmian w branży. Oto po raz pierwszy w Polsce, klient stawał się w pewnym sensie spłacającym. 

Do tej pory był kimś, kto płacił za usługę abonamentową lub prepaid, a „nagrodą” za wybranie takiej czy innej sieci, była możliwość zakupu urządzenia po preferencyjnej – czasem śmiesznie niskiej – cenie. Można powiedzieć, że telekomy w pewnym sensie złamały ten schemat, bo jednocześnie stały się odpowiednikiem instytucji kredytowej, a z czasem także sklepu.

Oczywiście, wciąż zdarzały się ciekawe promocje na wybrane produkty, jednak z biegiem czasu było o nie coraz trudniej. Nic dziwnego, marże operatorów były coraz niższe z uwagi na wzrost konkurencyjności rynku. Do tego, ceny za elektronikę użytkową rosły wówczas w szybkim tempie.  Z chwilą, gdy za flagowca trzeba było zapłacić około trzech tysięcy złotych, nie jestem specjalnie zdziwiony tym, że operatorzy postanowili zrzucić część tej opłaty na nas, użytkowników.

Pojawiły się też kolejne obostrzenia, a pośród nich to najstraszniejsze: możliwość zdalnego nałożenia blokady na telefon i zablokowania telefonu, gdy jego właściciel nie spłacał rat. Początkowo w ten sposób radziła sobie tylko jedna sieć, jednak dziś, w październiku 2020 roku, wiemy już, że cała Wielka Czwórka gra według bardzo podobnych reguł.

Telefony niby takie same, a jednak inne

Kupując smartfon u operatora, nawet jeśli trochę dopłacaliśmy do tego interesu, zyskiwaliśmy pewien komfort. Wszystko działo się szybko. Podpisanie umowy i jesteś spokojny zarówno o to, że Twoja karta SIM jest aktywna, jak i o to, że wychodzisz od operatora z ładnym pudełkiem, wewnątrz którego czeka telefon z oficjalnej, krajowej dystrybucji.

Niestety, ale na Androidzie pojawiło się też pewne obostrzenie: możliwość zainstalowania autorskiego oprogramowania telekomu, czyli brandu. Niby jest to tylko kilka aplikacji, które można usunąć, ale sprawa sięga w komfort pracy z telefonem o wiele głębiej. Urządzenia z brandem – w przeciwieństwie do tych z wolnego rynku – mają też o wiele dłuższą ścieżkę aktualizacji.

Musi ona zostać wydana przez producenta, następnie musi dotrzeć do naszego kraju, a tam dodatkowo odpowiedni dział u operatora musi się nad nią pochylić i zaakceptować. Miałem w swoim życiu kilka smartfonów z brandem i jeśli szybkie aktualizacje mają dla Was znaczenie, to mimo szczerych chęci, nikomu nie mogę polecić urządzenia z takiego źródła. Opóźnienia względem tradycyjnej aktualizacji urządzenia bez brandu potrafią iść w miesiące!

Skoro nie zakup smartfona u operatora, to gdzie?

Rynek nie znosi próżni. Zauważyliście, że w dość krótkim czasie po zmianie polityki operatorów, sporą popularność zdobyły sobie raty 0%, które dzisiaj bez trudu można załatwić zarówno przy zakupach przez sieć, jak i w sklepie interesującej nas sieci? Tam, gdzie zakończyła się era telefonów za złotówkę, tam pojawiły się nieoprocentowane raty.

Co ważne, Polacy szybko przekonali się o tym, że przytłaczająca część tych ofert naprawdę nie zawiera żadnych ukrytych kosztów. A skoro jakiś produkt można mieć za skromną stówkę czy dwie na miesiąc, to dlaczego nie skorzystać, prawda? No i – co równie ważne – w cenie dostajemy urządzenie bez brandu, bez modyfikacji telekomu. 

Tak samo, jak w smartfonie kupionym w salonie, musimy tylko włożyć kartę SIM, podać kod PIN i wszystko będzie działać. W kraju, który dopiero buduje swoją klasę średnią, społeczeństwo musiało skorzystać z takiej formy zakupu i trudno się dziwić temu, że dziś jest ona niezwykle popularna w całej Polsce.

Smartfon w dobrej cenie u operatora? Tak, co ciągle możliwe

Jasne, wciąż się zdarzają. Można jednak pokusić się o stwierdzenie, że o wiele prościej przyjdzie Wam znalezienie sensownej promocji w elektromarkecie niż w telekomie. Chyba że zamarzy Wam się zakup telefonu ze… sklepu operatora. (czym jest telekom a czym sklep operatora, czy to nie to samo? Tak. Takie usługi istnieją i raz na jakiś czas zaskakują ciekawymi, godnymi uwagami, promocjami.

Zanim zdecydujecie się na zakup urządzenia u operatora, podam Wam prostą, uniwersalną wskazówkę. Promocje zmieniają się tak szybko, że trudno za nimi nadążyć, dlatego też standardowe porównania, gdzie moglibyśmy zrobić listę telefonów u wszystkich telekomów i porównalibyśmy ją na przykład do oferty kilku sklepów, nie mają już tak dużej racji bytu, jak kilka lat temu.

Zamiast tego, lepiej bazować na jednym, prostym schemacie. Opiszę Wam go w kilku prostych punktach, żebyście wiedzieli, jak można szybko policzyć, czy wybrana promocja jest warta Waszej uwagi, czy nie. Oczywiście, rozwiązanie nie jest idealne, ale lepsze, niż kupowanie urządzenia pod wpływem impulsu.

Przede wszystkim, sprawdzajcie cenę w porównywarkach cenowych lub w Google według klucza: nazwa produktu ilość GB na dane, cena. Na przykład: Apple iPhone 11 Pro 64 GB cena. Wybierajcie tylko oferty sklepów, które honorują gwarancję i wiecie, że kontakt z nimi jest możliwy nie tylko przez maila, ale i w salonie. Zwykle, im większa sieć, tym lepiej.

Upewnijcie się, czy telefon jest dostępny w ratach 0% na taką ilość rat, aby te nie były dla Was zbyt obciążające. Na przykład na 10 czy 20. Jeśli już wiecie, że Wasz budżet przełknie kwotę zbliżoną na przykład do 234 PLN, to macie punkt wyjścia. Zapiszcie sobie tę kwotę i wejdźcie na stronę wybranego operatora.

Znajdźcie ten sam produkt i poszukajcie go w interesującym Was planie abonamentowym. U jednego z operatorów znalazłem ten telefon, jednak po zsumowaniu wszystkich kosztów (także abonamentu) okazało się, że łączna kwota, jaką wydamy, przekracza pięć tysięcy złotych. 

Jasne, niby abonament jest nam potrzebny, ale przecież można zastąpić go ofertą elastyczną, z której w dowolnej chwili możemy zrezygnować, prawda? To takie drobne smaczki, o których warto pamiętać. Dopiero po całkowitym zsumowaniu kosztów telefonu oraz „usług towarzyszących” (czyli abonamentu) mamy pełen obraz sytuacji. Czasem te wyliczenia są korzystne dla operatorów, jednak zaryzykuję tezę, że często opłaca się polować na okazje z wolnego rynku.

Jest jeden wyjątek!

Jeśli koniecznie chcecie mieć smartfona od operatora i marzy się Wam zaoszczędzić nieco grosza, to jest dla Was jeden ratunek. Od lat oferty dla firm trzymają dobry (a czasem i bardzo dobry) poziom. Wydaje mi się, że jeśli macie własną działalność gospodarczą, to z powodzeniem możecie celować właśnie w usługi telekomu.

Oczywiście, sporo zależy od tego, jak rozliczacie się z fiskusem, czy jesteście płatnikami VAT lub na przykład, czy korzystacie z podatku liniowego, ale na pewno warto dokładnie przeanalizować ten temat i – w razie wątpliwości – omówić go z księgową. Oferty dla firm – bez względu na to, czy w tradycyjnej formule, czy w leasingu, wciąż mają sporą rację bytu.

Podsumujmy…

Rynek smartfonów w Polsce ulegał naturalnym przeobrażeniom. Wraz z malejącymi marżami operatorów zmieniały się ich oferty. Po latach świetnych okazji musiał przyjść ten czas, kiedy oferty będą już nie tyle, co promocjami przez dużej „P”, ale raczej ciekawymi ofertami dla klientów, którzy lubią siedzieć z kalkulatorem i skrupulatnie wyliczać, co się opłaca, a co nie.

Problematyczny – zwłaszcza w świecie Androida – jest brand. Nie oszukujmy się, jest to problem. Nawet mimo tego, że można go ściągnąć, to jest to kolejny koszt, jaki trzeba ponieść. Opłata od lat utrzymuje się na poziomie 50-100 złotych. Niby mało, ale wciąż więcej, niż w sytuacji, gdy kupujemy ten sam smartfon z pewnego sklepu w Polsce.

Jasne, wolny rynek też nie jest idealny. Trzeba uważać na każdym kroku, zwłaszcza gdy kupujemy u tych mniej znanych sprzedawców przez sieć. Łatwo o zakup używki, telefonu odświeżonego (refurbished) lub skupionego, który ma na przykład blokadę operatora i gdy tylko jego prawowity właściciel, który wziął go na abonament, nie będzie płacił rat, to urządzenie zostanie zdalnie zablokowane. 

Paradoksalnie, z ery zakupów prostych, lekkich i przyjemnych, czyli takich, jakie pamiętam sprzed kilku lat, jesteśmy rzucani albo w pozorne „okazje życia”, albo w promocje, które mogą okazać się być szczęśliwym strzałem lub wartą kilka tysięcy złotych, wtopą. Trudno się obrócić w taki sposób, aby mieć pewność, że transakcja idealnie odzwierciedla nasze oczekiwania. Niestety.