Jak przetrwać czas apokalipsy. Poradnik dla bogatych
Globalne ocieplenie czy wojna biologiczna? Zderzenie z asteroidą, czy wymykający się spod kontroli konflikt atomowy? Gdzie wzrastają szanse na przeżycie, Nowa Zelandia czy Alaska? Kiedy apokalipsa?
Może trudno w to uwierzyć, ale są ludzie, którym tego rodzaju pytania zaprzątają myśli od świtu do późnej nocy. A i we śnie niekoniecznie są od nich wolni.
Wzrastająca cena węgla interesuje ich nieco mniej, no chyba, że ma to wpływ na część globalnego rynku, który kontrolują.
Miliarderzy i ich problemy
Brytyjski „The Guardian” publikuje fragment książkiSurvival of the Richest (Przetrwanie najbogatszych) Douglasa Rushkoffa, urodzonego w 1961 roku amerykańskiego socjologa, pisarz, teoretyka mediów. Tematem publikacji jest rozmowa w pustynnym kurorcie pięciu tajemniczych miliarderów o nurtujących ich problemach.
Problemy ponad-przeciętnie bogatych mieszkańców naszej planety, którzy po uporaniu się z dość błahymi (jak dla nich) zagadnieniami typu: bitcoin czy ethereum, rzeczywistość wirtualna czy rozszerzona, kto pierwszy otrzyma obliczenia kwantowe, Chiny czy Google? Dochodzą w końcu do pytania podstawowego: Jak przeżyć?
Apokalipsa. Jak przeżyć „Wydarzenie”?
Tym eufemizmem określają katastrofę, której się spodziewają i przed którą próbują się ochronić. Odpowiedź na to pytanie, choć nie łatwa, nie zamyka problemu. Rodzi kolejne, mniej fundamentalne, lecz nie mniej istotne. Jak długo należy planować, aby móc przetrwać bez pomocy z zewnątrz? Czy schron powinien mieć własne zasilanie powietrzem? Jakie jest prawdopodobieństwo skażenia wód podziemnych? Jak utrzymać władzę nad swoimi siłami bezpieczeństwa?
Dyskutanci zdają sobie sprawę, że uzbrojeni strażnicy będą musieli chronić ich azyle przed najeźdźcami, a także wściekłym tłumem. Jeden z nich zadbał już o siły Navy Seals, które na wydany im sygnał zaciągną straż w jego kompleksie. Ale jak zapłaci strażnikom, gdy nawet jego krypto będzie bezwartościowe? Co powstrzyma ochroniarzy przed zmianą umowy i np. wyborem własnego przywódcy?
Rozważane przez uczestników spotkania jest użycie specjalnych zamków szyfrowych w miejscach przechowywania żywności, które znają tylko zleceniodawcy. Albo zmuszanie strażników do noszenia obroży elektronicznych w zamian za ofertę przetrwania. A może warto zainwestować w roboty, które będą służyć jako strażnicy i pracownicy?
Autora książki, przedstawiającego się nam bezwstydnie jako marksistę, zaciekawia aspekt, który wydaje się bardzo ciekawą konstatacją.
Otóż ci bogacze, jeszcze do niedawna strzelający pomysłami na wykorzystanie nauki i techniki ku chwale świetlanej przyszłości ludzkości, zredukowali swoje plany do wykorzystania ich w celu ewakuacji. Ucieczki od przeznaczenia, od reszty skazanej na zagłady społeczności naszej planety.
Zwycięzcy technologicznego wyścigu szczurów, mistrzowie przetrwania w trudnych biznesowych warunkach, nie tyle wywieszają białą flagę. Oni po prostu biorą nogi za pas i salwują się paniczną ucieczką.
Jeff Bezos w kosmos, Elon Musk na Marsa (czyli także tam, gdzie „pieprz rośnie”), Mark Zuckerberg w odmęty wirtualnego metawersum. Czy Peter Thiel. Jeszcze niedawno wraz z innymi przedsiębiorcami z Doliny Krzemowej głoszący entuzjastyczne futurystyczne idee o zbawieniu ludzkości dzięki technologiom przyszłości. Teraz próbujący zaszyć się w swoim nowozelandzkim bunkrze, który chce wybudować wbrew lokalnej społeczności.
Zwycięscy przegrani super bohaterowie
Czy te ikony współczesnego biznesu są zwycięzcami, czy ofiarami przewrotnie skonstruowanych zasad ekonomicznej gry?
Rushoff zauważa, że nigdy wcześniej najpotężniejsi władcy na Ziemi nie zakładali, że głównym skutkiem ich własnych podbojów będzie uczynienie świata nie do życia dla innych. Nigdy wcześniej nie mieli też tak rozwiniętej techniki, dzięki której mogliby programować swoje wizje wśród mniej lub bardziej zorientowanego społeczeństwa konsumpcyjnego. Produktu ich kreacji.
Wzmocniony przez cyfryzację i bezprecedensową dysproporcję bogactwa stan, w którym się znaleźli, prowadzi ich do tęsknoty za duchowością, transcendencją. Za ucieczką od tego wszystkiego, co stworzyli i od tych wszystkich, których wykorzystali.
Wychowani na hitach Marvela o super bohaterach chcą zakończenia jak w komiksach – ostateczne zwycięstwo albo klęska.
Rzeczywiste, nieuchronne katastrofy, od kryzysu klimatycznego po masowe migracje, wspierają tę komiksową mitologię. Oferują „naszym” super bohaterom możliwość rozegrania finału we własnym życiu.
Ich sposób myślenia zawiera opartą na wierze przedstawicieli Doliny Krzemowej w pewność, że mogą opracować coś, co złamie prawa fizyki, ekonomii i zasady moralne. Stąd moda na wyszydzanie „starego porządku” i próba narzucenia nowego, bezrefleksyjnego i odciętego od tradycji. Po to, aby zaoferować sobie coś jeszcze ciekawszego, bardziej pociągającego od ratowania świata. Ucieczkę od apokalipsy, którą sami stworzyli.
Apokalipsa dla mniejszych miliarderów
Ale wróćmy z filozoficznych wycieczek na Ziemię. Z omawianej wyżej książki wyłania się obraz trochę mniejszych „rekinów” biznesu. Takich, których pomimo znacznych dochodów nie stać na ucieczkę przed „Wydarzeniem” w kosmos. Ci próbują przetrwać na macierzystej planecie i temu celowi podporządkowują swoje wysiłki.
Jednym z bardziej ambitnych podejść do zagadnienia nadchodzącej katastrofy jest zmiana sposobu, w jaki traktujemy się nawzajem, gospodarkę i planetę. Przy jednoczesnym rozwijaniu sieci tajnych, całkowicie samowystarczalnych społeczności rolniczych, strzeżonych przez uzbrojonych po zęby Navy Seals.
Model biznesowy opiera się na duchu wspólnotowym. Jest zapewnieniem bezpieczeństwa żywnościowego teraz, a w przyszłości może być sposobem na powstrzymanie głodnych hord przed szturmem na bramy.
Za 3 miliony dolarów inwestorzy nie tylko otrzymują maksymalny pakiet bezpieczeństwa, w którym mogą przetrwać nadchodzącą katastrofę. Otrzymują również udziały w potencjalnie dochodowej sieci lokalnych franczyz rolniczych, które mogą przede wszystkim zmniejszyć skutki „wydarzenia”. Przykładem może być American Heritage Farms.
Wielu z tych, którzy poważnie szukają bezpiecznej przystani, po prostu wynajmuje jedną z kilku firm budowlanych. Aby zakopać prefabrykowany bunkier wyłożony stalą gdzieś na jednej z ich istniejących nieruchomości.
Uwaga na oszustów
Rising S Company w Teksasie buduje i instaluje bunkry i schrony przeciw tornadom za jedyne 40 tysięcy USD za kryjówkę awaryjną o wymiarach 2,5 x 4 m. Luksusowa seria „Aristocrat” z basenem i kręgielnią kosztuje już więcej, bo ok. 8,5 miliona dolarów. Przedsiębiorstwo początkowo zaspokajało potrzeby rodzin poszukujących tymczasowych schronień przeciwsztormowych, zanim weszło w długoterminowy biznes apokalipsy.
Dla trochę innego formatu klientów przeznaczone są miejscówki, które oferuje firma Vivos. To luksusowe podziemne apartamenty w przekształconych magazynach amunicji z czasów zimnej wojny. Także w silosach rakietowych i innych ufortyfikowanych lokalizacjach na całym świecie. Podobnie jak miniaturowe ośrodki Club Med, oferują prywatne apartamenty dla osób indywidualnych lub rodzin. Oraz większe wspólne obszary z basenami, salonami gier, kinami i restauracjami.
Ultraelitarne schroniska, takie jak Oppidum w Czechach, twierdzą, że zaspokajają potrzeby miliarderów, zwracając większą uwagę na długoterminowe zdrowie psychiczne mieszkańców. Zapewniają imitację naturalnego światła w basenach z symulowanym słońcem ogrodem, skarbiec z winem i inne udogodnienia. Wszystko po to, aby bogaci czuli się jak w domu i lepiej znieśli katastrofę.
Warto jednak uważać. Niektóre z tych inwestycji zbierały depozyty od klientów i nigdy nie ukończyły budowy. W jednym przypadku, w Trident Lakes w Teksasie, założyciel, John Eckerd, został aresztowany przez agentów federalnych po zaakceptowaniu przelewu w wysokości 200 000 USD na budowę, która pochodziła od kolumbijskiego kartelu narkotykowego. Został skazany na 15 miesięcy więzienia federalnego.
Bunkier czy wyspa?
Jednak po bliższej analizie prawdopodobieństwo, że ufortyfikowany bunkier faktycznie ochroni swoich mieszkańców przed apokalipsą jest bardzo niewielkie. Problemy z zanieczyszczeniami to pierwsza z wielu niedogodności. Farmy z czujnikami wilgotności i sterowanymi komputerowo systemami nawadniającymi świetnie wyglądają w biznesplanach i na dachach startupów. Hermetycznie zamknięte na wiele miesięcy raczej się nie sprawdzą.
W dalszym poszukiwaniu nadziei na przetrwanie przyjrzyjmy się wyspom. „The New York Times”, podczas szczytu covidowej paniki poinformował, że agenci nieruchomości specjalizujący się w prywatnych wyspach byli zasypywani pytaniami o ich dostępność. Potencjalni klienci pytali nawet o to, czy jest wystarczająco dużo ziemi, aby uprawiać rolnictwo, oprócz zbudowania lądowiska dla helikopterów. Prywatna wyspa może być dobrym miejscem do przeczekania tymczasowej plagi. Przekształcenie jej w samowystarczalną, możliwą do obrony fortecę jest trudniejsze niż się wydaje. Małe wyspy są całkowicie zależne od dostaw lotniczych i morskich.
Panele słoneczne i urządzenia do filtracji wody muszą być wymieniane i serwisowane w regularnych odstępach czasu. Miliarderzy, którzy mieszkają w takich lokalizacjach, są bardziej, a nie mniej zależni od złożonych łańcuchów dostaw niż ci z nas, którzy są osadzeni w cywilizacji przemysłowej.
Jak widzimy bycie miliarderem to nie jest bułka z masłem, jak się to niektórym wydaje. Szczególnie wobec bardziej lub mniej wyimaginowanych zagrożeń. Jak zauważa autor Survival of the Richest być może swoista moda wśród miliarderów na ukrycie się się przed apokalipsą wynika z chęci wzniesienia się ponad pragnienia zwykłych śmiertelników. Jest kolejną, oryginalną ekstrawagancją bogaczy.
Uff… Tak pewnie jest. Uspokojeni tą konkluzją możemy spokojnie wrócić do swoich bardziej przyziemnych obaw. Całkiem spokojnie zająć się ceną węgla opałowego w najbliższym składzie.
Czytaj także: Magazynowanie energii – czy znaleźliśmy już św. Graala?