Ekosystem Apple w domu – z czym to się je?
Przez wiele lat byłem wielkim zwolennikiem urządzeń z Androidem na pokładzie. Przeszedłem całą długą ścieżkę od Androida 2.1, aż do dziesiątej wersji zielonego systemu od Google. A potem, nagła zmiana. I w domu pojawił się pierwszy iPhone. A niedługo później, kolejne urządzenia z logo nadgryzionego jabłka.
Ekosystem Apple w praktyce, czyli jak zacząć budowę?
Zdecydowana większość użytkowników rozpocznie swoją przygodę od iTelefonu. Na rynku można odnaleźć wiele ciekawych urządzeń, które – co ciekawe – wcale nie kosztują o wiele więcej, niż topowe smartfony napędzane Androidem. Ceny już jakiś czas temu się wyrównały, jednak to Apple udało się zachować renomę urządzeń typu premium. Dlaczego? Na to pytanie nie ma chyba jednoznacznej odpowiedzi.
Jeśli chcemy wydać około dwóch tysięcy złotych, bez wątpienia uda nam się znaleźć dla siebie iPhone’a. Jeśli mamy nieco więcej pieniędzy do wydania, to kwestia zakupu nie stanowi żadnego wręcz problemu. Co warto podkreślić, w przeciwieństwie do urządzeń z obozu Androida, tutaj nie będziemy zmuszeni do wymiany urządzenia raz na dwa-trzy lata.
Sprawdź też: Najlepsze suszarki do prania – nasze top 10!
Apple to długodystansowiec, który dzięki zamkniętemu oprogramowaniu jest w stanie zapewnić długie, bo sięgające nawet sześciu lat wsparcie techniczne. Jeśli więc kupicie sobie iPhone’a Xs, to spokojnie, wciąż nabywacie telefon stale aktualizowany. Czy na rynku znajdziemy wiele urządzeń z Androidem, które dają takie same zaplecze aktualizacji? Wątpię. Niestety.
No dobrze, mamy nasz wymarzony smartfon z logo nadgryzionego jabłuszka. To pierwsza cegiełka pod nasz ekosystem. Apple podeszło do tej kwestii w sposób niezwykle kompleksowy. Nie bez powodu wszystkie te rozwiązania, jakie świetnie łączą się w jedną, spójną całość, oprogramowanie od firmy z Cupertino nazywa się „złotą klatką”.
Przede wszystkim musimy zdać sobie sprawę z tego, że inaczej będzie wyglądać nasz ekosystem, jeśli jesteśmy osobami tworzącymi treści (a więc na przykład dużo pracujemy w sieci), a inaczej, gdy jesteśmy jej konsumentem, czyli na przykład gramy w gry, oglądamy wszystkie możliwe filmy i seriale z platform VOD. Mój model działania w sieci o wiele lepiej definiuje raczej to pierwsze określenie.
Drugie urządzenie w ekosystemie Apple
Naturalnym krokiem wydaje się zakup laptopa, ewentualnie iPada z dedykowaną klawiaturą. W mojej sytuacji wybór padł na podstawowego MacBooka Air z procesorem M1 i 8 GB pamięci RAM. Nie gram na tym urządzeniu w gry. Korzystam z niego do pracy i tutaj sprawdza się świetnie, trudno na coś narzekać.
Apple potrafi wykręcić z pozornie kiepskiej specyfikacji technicznej naprawdę sporo, jednak czas pracy na jednym cyklu ładowania to rewelacja. Bez trudu udaje się wytrzymać 10-11 godzin z dala od ładowarki. Dla mojego poprzedniego laptopa jest to wynik niemożliwy do osiągnięcia. Bardzo, bardzo doceniam. Tak samo, jak niewielkie gabaryty i ogromną mobilność.
Nie będę zdziwiony, jeśli część z Was wybierze tabletu. iPad to najpopularniejsze urządzenie tego typu, jakie można odnaleźć na rynku i świetnie sprawdza się dla osób, którym wystarczy klawiatura ekranowa. Jasne, można dokupić moduł klawiatury, jednak czy komuś się ona przyda? Zdania na ten temat są podzielone.
Kolejne urządzenia w ekosystemie Apple
Właśnie teraz mamy ten moment, kiedy trzeba się określić. Nie oszukujmy się, Apple ma w sobie to coś, jednak trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że nie są to urządzenia pozbawione wad. Brak dużej ilości złącz w MacBooku Air to dla mnie spory problem. Jako stary wyjadacz w świecie Fify, ubolewam też nad tym, że wydawca gry wciąż nie stworzył wersji dedykowanej na urządzenia z logo Apple. Jeśli macie konsolę – nie ma kłopotu. Jeśli nie macie, a chcecie grać, pojawia się problem.
W razie czego zarówno sam iPhone, jak i MacBook Air to dwa najbardziej uniwersalne sprzęty w obozie tego producenta. Jeśli czujecie ten ekosystem i doceniacie ogromny komfort, jaki daje synchronizacja SMS-ów, odpisywanie na nie z poziomu laptopa, dynamiczny podgląd zdjęć na obu urządzeniach czy synchronizacja kalendarza, danych z przeglądarki (jeśli zostaniecie na Safari) czy wykonywanie połączeń przez FaceTime, to znaczy, że możecie budować dalej.
Jeśli jednak AirDrop Was drażni, widzicie, że zamknięta platforma raczej Was ogranicza, a na dodatek życie utrudniają Wam ograniczenia w zakresie instalacji oprogramowania spoza AppStore, to lepiej zostańcie na Windowsie, Androidzie lub Linuxie. Nie ma sensu przepalać budżetu.
Sprawdź też: Najciekawsze czytniki RSS – dostęp do ulubionych serwisów od ręki!
A więc budujemy!
Jeśli kusi Was ta platforma, to gorąco zachęcam Was do inwestycji w Apple Watcha. Nigdy nie byłem „zegarkowym gościem”. Raczej wychodziłem z założenia, że skoro mam zegarek w smartfonie, to dodatkowe urządzenie na zegarku jest mi zbędne. A tu niespodzianka. Watch naprawdę ogarnia.
Podgląd SMS-ów, tryb dyktowania głosowego odpowiedzi, analiza rytmu snu czy motywacja do treningu i nabijania kolejnych kroków to naprawdę świetna sprawa. Kiedy mam wolne, zegarek leży na ładowarce, jednak, kiedy muszę wybrać się na dwór, zabieram go ze sobą Tak samo, jak klucze. A to spory progres 🙂
Podsumujmy
Na dziś dzień ekosystem, jaki zbudowałem, składa się z iPhone’a, MacBooka, iPada, smartwatcha oraz słuchawek. Przyznam szczerze, że zwykle byłem związany z firmami, których urządzenia miałem. Przez większość mojej smartfonowej przygody były to urządzenia od Sony, później Samsunga.
Nie sądziłem, że „złota klatka” jest tak cudowna. Wcześniej śmiałem się z osób, które zachwycały się sprzętem Apple i doszukiwały się w nim tego rzekomego emejzingu. Czy tego chcę, czy nie, muszę przyznać, że to najlepsze i najbardziej spójne środowisko z jakim miałem przyjemność współpracować.
Czy jest idealne? NIE. Widać braki. Przez brak szerokiej kompatybilności z wybranymi grami nie kupię stacjonarnego Maka. Android TV jak dla mnie wciąż wygrywa z kostką od Apple, a konieczność drukowania dokumentów przez aplikację pośredniczącą (bo drukarka nie wspiera AirDropa) czasem irytuje.
Po raz pierwszy jestem jednak w stanie wziąć te mankamenty na klatę. A to dlatego, że bilans zysków wciąż wypada o wiele lepiej, niż ewentualne straty. Oczywiście poza tymi finansowymi, bo niestety, ale firma z logo nadgryzionego jabłka bardzo się ceni. Mimo wszystko, chyba zostanę na dłużej.