Jarosław Mojsiejuk – prezes Stowarzyszenia Sygnał dla Conowego.pl

Tomasz Zielenkiewicz: Od jedenastu lat walczycie z szeroko rozumianą kradzieżą sygnału telewizyjnego. W ramach swojej działalności edukujecie społeczeństwo o tym procederze, ale też szkolicie m.in. policję. Czy ze strony organów ścigania jest odpowiedni odzew, a może uważają po prostu, że to mała szkodliwość społeczna czynu?
Jarosław Mojsiejuk: Dosyć dobrze współpracuje się nam z policją na płaszczyźnie organizowania szkoleń, przy czym my służymy im wiedzą o tzw. technicznej realizacji prawa. Co innego oglądać na slajdach jak wygląda dekoder, karta, czy oprogramowanie, a co innego gdy przychodzi człowiek i to wszystko demonstruje. Mamy nawet zawarte umowy ze szkołami policyjnymi, wydajemy też broszurki zawierające informacje teoretyczne i praktyczne. Rzecz polega na tym, że jeżeli policjanci w ramach tzw. realizacji znajdują sprzęt budzący wątpliwości, zabezpieczają go i mogą zadzwonić do nas i skonsultować problem. Na przykład jaki to dekoder, czy do kogo należy karta, a zatem kto jest pokrzywdzony. Jeśli pyta Pan ogólnie o współpracę z organami ścigania, to ze strony prokuratury zdarza nam się spotykać z dość pobłażliwym traktowaniem tego rodzaju przestępczości. I to zarówno jeśli chodzi o ustawę o dostępie warunkowym, przepisy karne prawa autorskiego, a czasem też kodeksu karnego. To wynika z niskiej świadomości wagi tego typu przestępczości, a nawet pewnego przyzwolenia społecznego. Uważamy, że główną przyczyną problemu szeroko rozumianego piractwa jest właśnie swoisty rodzaj przyzwolenia społecznego. Powszechnie uważa się, że skoro telewizja jest za darmo, to znaczy, że można ją za darmo dystrybuować. Albo, że np. film – nawet przed światową premierą – można sobie ściągać, oglądać i upowszechniać. Jeżeli ktoś komuś ukradnie samochód to jest proste, oczywiste i jasne. A jeśli przedmiotem kradzieży jest własność intelektualna to my mamy na to bardzo duże przyzwolenie, a organy wymiaru sprawiedliwości w części temu złudzeniu ulegają. W krajach tzw. anglosaskiej kultury prawnej są to bardzo poważne przestępstwa, ścigane tak samo lub dużo surowiej niż pospolite.
T.Z.: Kradzież sygnału to przestępstwo, to jasne. Od jednego z naszych czytelników padło jednak pytanie czy ci, którzy oglądają w Internecie nielegalnie emitowaną telewizję, transmisje sportowe łamią prawo?
J.M.: Jeżeli ktoś korzysta z tzw. sharingu jako biorca to też podlega odpowiedzialności karnej. Surowiej zostanie potraktowany dawca, czyli organizator procederu, ale biorca też. A to dlatego, że do sharingu jest potrzebna manipulacja, ingerencja w system. Musi bowiem przerobić dekoder. Kupuje usługę przerobienia dekodera i płaci, w związku z tym popełnia przestępstwo. Co innego jeżeli mamy do czynienia z tzw. streamingiem. Jeżeli wchodzimy na stronę dawcy i oglądamy bezprawnie nadawaną transmisję, to trudno tutaj mówić o jego odpowiedzialności karnej. Zachęcam jednak, aby tego nie robić, bo ludzie często nie wiedzą, że rozpowszechniający ten sygnał są po prostu przestępcami. To nie są sympatyczni, młodzi ludzie, którzy dla jakiejś idei dystrybuują sygnał w Internecie, tylko bardzo często to jest zorganizowana przestępczość. Członkowie tej grupy tworzą łańcuch firm ukrywając się, wykorzystują słupy, firma zarejestrowana jest kraju X, serwer jest w kraju Y, a domena jeszcze gdzie indziej. Wykorzystują różne okoliczności, choćby brak współpracy międzynarodowej zwłaszcza z krajami spoza kręgu powiedzmy państw cywilizowanych i czerpią z tego tytułu dochody. Bardzo często również reklamodawcy nie wiedzą, że jest to działalność nielegalna.
T.Z.: W Internecie nie jest tajemnicą, że największą popularnością cieszą się transmisje sportowe najczęściej realizowane przez nadawców – członków Waszego stowarzyszenia. I do tego mają ogromną popularność. Najnowsze badania Megapanel PBI/Gemius w kategorii sport w zasięgu miesięcznym wskazują, że serwis meczyki.pl – udostępniający linki do transmisji wydarzeń sportowych – jest zaraz za wielką czwórką portali – Onetem, Gazetą, Interią i Wp.pl! Ma ponad 700 tysięcy realnych użytkowników i ponad 13 milionów odsłon. Na dziewiątym miejscu jest strona drhtv.com.pl z półmilionową rzeszą użytkowników i ponad siedmioma milionami odsłon. To ogromny udział w rynku. I zalewie wierzchołek góry lodowej. Macie świadomość tego, że to aż tak popularne i co z tym robicie?
J.M.: Mamy tego świadomość i staramy się z tym walczyć. My jesteśmy jednak stowarzyszeniem, a nie policją. Jedyne co możemy robić w takich przypadkach, to monitorować takie zjawisko i żądać zaprzestania tego typu działalności, a jeżeli jest to nieskuteczne to próbować „zdejmować” tego rodzaju transmisje wysyłając do właściciela serwisu informacje, że bezprawnie upowszechnia cudze utwory. Jeżeli to nie przynosi efektu, to składamy zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Tu musi wkroczyć prokurator i policja.
T.Z.: Taka strona zarabia nie tylko na banerach reklamowych, ale też na płatnych SMS-ach. Widać często komunikat typu „wyślij SMS by oglądać w jakości HD i bez zacięć”. Biorąc pod uwagę popularność takich stron, ich zyski muszą być rzeczywiście duże.
J.M.: Taki rodzaj działalności stanowi nieuczciwą konkurencję. Takie serwisy stosują kombinację modelu reklamowego z płatnym. Są zatem subskrypcje, dotacje, transakcje itd. Około 40 procent tych stron ma dostępne podstrony kierujące do płatności. Czasami są tam też nawet loga pośredników płatności kredytowych. Dlatego uważamy, że w dużej części są to dochody z przestępstw. Artykuł 116 prawa autorskiego mówi, że bezprawne rozpowszechnianie utworu – w tym wypadku sygnału telewizyjnego – i czynienie z tego źródła dochodu zagrożone jest pozbawieniem wolności do lat trzech. Jeżeli robi się to w sposób stały, to nawet do lat pięciu. To poważne przestępstwo. Dlatego zwracamy uwagę takim organom, jak Urząd Kontroli Skarbowej, czy Generalnemu Inspektorowi Informacji Finansowej, że to są dochody z nielegalnych źródeł i powinni przyjrzeć się temu jak te środki wprowadzane są do obrotu legalnego. To jest po prostu pranie pieniędzy…
T.Z.: Na jednej z największych stron tego typu znalazłem małym druczkiem na dole adnotację: „Strona prezentuje jedynie linki znalezione w sieci. Nadawca potwierdził legalność swojej transmisji na stronie dostawcy streamingu. Administratorzy strony X  nie mają uprawnień ani możliwości weryfikacji legalności nadawanych materiałów”. Co Pan na takie oświadczenie?
Jarosław Mojsiejuk: Oświadczenie o tym, że się nie podlega odpowiedzialności karnej nie ma żadnego znaczenia. Ja nie mam żadnych wątpliwości, że tego rodzaju oświadczenia wydane przez podmiot, który ma świadomość, że nielegalnie upowszechnia treści, jest bezwartościowe. Co innego dostawca Internetu, czy dostawca usług, który  prowadzi usługi hostingowe. Jeżeli on nie wie, że z jego serwera prowadzony jest streaming, nie podlega odpowiedzialności karnej. Ale ten, który serwer wynajął i sygnał dystrybuuje w Internecie, owszem. Zawiadamiamy wtedy organy ścigania. Jednak w dobie Internetu bez ścisłej współpracy międzynarodowej tacy przestępcy mogą czuć się bezkarni. Założenie firmy poza granicami jest tylko kwestią pieniędzy.
T.Z.: Prócz tych stron transmitujących wydarzenia sportowe, są też takie emitujące po prostu całodobowo kanały. Znalazłem pierwszy z brzegu serwis i sprawdziłem gdzie spółka jest zarejestrowana. Byłem zawsze dobry z geografii, ale świadomości gdzie leży Belize jakoś nie miałem.
J.M.: Musi się Pan poprawić z geografii, mówię to Panu jako były olimpijczyk (uśmiech).
T.Z.: To chyba musi być dla Was jednak problem.
J.M.: Wojny między Polską a Belize nie będziemy wywoływać. Ważne jest natomiast pytanie, jak ten bezprawny sygnał dociera do Polski. To, że firma jest w Belize nie wyklucza możliwości skutecznego jej zablokowania u nas. Normalna procedura polegałaby na tym, że występuje się do sądu kraju, w którym właściciel firmy działa o to, aby zakazał tego rodzaju praktyk. Ostatnio we Francji zamknięto Kinomaniaka. Niestety nie jestem przygotowany do rozmowy, bo nie znam prawa Belize, ale się podciągnę J. Tak na poważnie – my współpracujemy z różnymi firmami międzynarodowymi, choćby takimi, które zabezpieczają sygnał telewizyjny jak choćby Nagravision, będącą częścią Kudelski Group. Nie wiem czy Państwa Czytelnicy wiedzą, że to Polak wymyślił jeden z najlepszych na świecie systemów kodowania sygnału satelitarnego. Firma obsługuje ponad połowę wszystkich platform satelitarnych na świecie m.in. Cyfrowy Polsat i Cyfrę +. Jest też druga globalna firma, z którą współpracujemy – Irdeto. Ma duże doświadczenie w bojach. A to tylko niektórzy nasi sojusznicy.
T.Z.: Mam telewizor, komputer, chciałbym sobie zarobić. Zakładam stronę, transmituję sygnał telewizyjny przez Internet, mam reklamy, mam SMS-y i inne formy zarobku. Co mi grozi?
J.M.: Grozi Panu więzienie. Jeżeli Pan to robi dla celów majątkowych i uczynił Pan z tego stałe źródło dochodu, to grozi Panu kara pozbawienia wolności do lat pięciu. Może Pan też otrzymać zarzut na podstawie ustawy o dostępie warunkowym, bo wykorzystuje Pan sygnały platform satelitarnych i to jest właśnie sharing.
T.Z.: Dziękuję za rozmowę.
Stowarzyszenie Sygnał  powołano 11 lat temu. Ich cel to ochrona praw konsumentów, nadawców, dystrybutorów i licencjodawców programów. Powołano je z inicjatywy CANAL+/CYFRY+, HBO oraz UPC Polska. Obecnie do stowarzyszenia należą także: Cyfrowy Polsat, VIMN Polska, Orange Polska, telewizja n oraz Lege Artis Service.
Fotografie pochodzą z broszury wydanej przez Stowarzyszenie w 2012 roku pt. „Przeciwdziałanie kradzieży sygnału telewizyjnego. Metodologia postępowania. Materiały informacyjne i instruktażowe”.