MacOS Monterey – co nowego? Czy warto instalować?
Kolejne aktualizacja oprogramowania użytkowego od Apple wzbudzają sporo emocji. Firma wciąż bazuje na opinii “legendarnej jakości”, choć w ostatnich latach przydarzyło się też kilka wpadek. Warto o tym pamiętać. Czy warto pobrać i zainstalować MacOS Monterrey już dziś?
Kto może zainstalować MacOS Monterrey?
Apple słynie z długiego wsparcia technicznego. Uśredniona żywotność urządzeń bardzo często przekracza 5-6 lat. To wynik, który dla wielu innych firm (ale i ekosystemów) jest wręcz niemożliwy do osiągnięcia. To ogromny, bardzo ceniony atut.
Z nowości, jakie oferuje Monterrey mogą skorzystać właściciele komputerów, które pamiętają nawet 2013 rok! Oznacza to, że Apple wciąż aktualizuje niemal dziewięcioletnie komputery! Niesamowite. Z tego roku na aktualizację załapał się MacBook Pro (late 2013 i nowsze).
Producent zapewnia też wsparcie techniczne dla Maca Mini od 2014 i wzwyż, iMaca “late 2015”, iMac’a Pro (od 2017), a także cała generacja MacBooków Air, licząc od 2015 i wzwyż. Producent nie zapomniał też o MacBookach z serii Pro, które debiutowały od 2015 roku.
Co nikogo nie powinno dziwić, firma oczywiście zapewniła też pełną kompatybilność ze swoimi autorskimi procesorami z rodziny M1. Użytkownicy tych platform, tak samo, jak osoby, które mają w swoich urządzeniach procesor od Intela, mogą pobrać i zainstalować Monterrey.
Co nowego w MacOS Monterrey?
Apple to firma, która podchodzi do zmian i sposobu ich komunikowania użytkownikom w dość niecodzienny sposób. I tak, jednym z głównych elementów, została na przykład… nowa tapeta i nowy motyw kolorystyczny. Dla użytkowników ekosystemu Windows czy Linuxa może to być dość dziwne… ale tak właśnie jest.
Na szczęście to nie jedyna innowacja. Firma z logo nadgryzionego jabłka dodała też dedykowany tryb skupienia. Z jej poziomu można włączać i wyłączać powiadomienia, na przykład o wiadomościach przychodzących. Co w tym takiego innowacyjnego?
Nadrzędną zasadą jest „odcięcie użytkownika od świata”, gdy ten ma do wykonania pilne zadanie. Musisz szybko przygotować tekst i nie chcesz, by rozpraszały Cię powiadomienia z social mediów lub SMS-y od wybranych osób? Nie musisz rozłączać iPhone’a od MacBooka. Wystarczy, że włączysz tryb skupienia. Proste? Proste. A na dodatek działa.
Sprawdź też: Ekosystem Apple w domu – z czym to się je?
Nie zabraknie osób, które będą zachwycone nową aplikacją — Skróty. Wreszcie można tworzyć i zarządzać dedykowanymi skrótami do różnych rozwiązań, jakie daje nam Apple. Można więc masowo zaznaczać i przenosić pliki, zapisywać wskazane grafiki, czy edytować dokumenty. Świetna sprawa, choć na początku trzeba wykazać się pewną cierpliwością.
Nowością, która będzie najczęściej wybierana przez osoby funkcjonujące w ekosystemie Apple, bez wątpienia będzie tryb AirPlay to Mac. Można dzięki niemu szybko włączyć muzykę lub wysyłać pliki multimedialne wprost z iPhone’a na laptopa z logo nadgryzionego jabłka.
Bodaj ostatnim wartym uwagi rozwiązaniem są dynamiczne notatki. Pod kilkoma względami można je przyrównać do słynnych żółtych fiszek, które swojego czasu wprowadzał w życie Microsoft. Wystarczy zaznaczyć wybrany tekst, wykonać dwuklik i wybrać opcję „Dodaj do szybkiej notatki”. Jeśli pracujemy z tekstem, na pewno szybko polubimy się z tą funkcją.
Producent przeprowadził też spore zmiany w przeglądarce Safari. Wprowadzono nowy tryb widoku kart. Firma zmodyfikowała i jeszcze lepiej zsynchronizowała z Safari FaceTime, czyli narzędzie służące do prowadzenia rozmów wideo między urządzeniami z logo Apple. Co może dziwić, zabrakło SharePlay, który pojawił się na smartfonach. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie znają tylko programiści Apple.
Największą zmianą dotyczącą FaceTime’a jest jego… uwolnienie. Firma z logo nadgryzionego jabłka wreszcie dojrzała do tego, by wydać dedykowane wersje narzędzia dostępne na Windowsa oraz Androida. Można jedynie domniemywać, że spory w tym udział pandemii COVID-19.
W czasie pracy zdalnej gołym okiem można było zobaczyć, że takie aplikacje, jak Zoom, Messenger, a także narzędzia od Microsoftu, znacznie zwiększają swoje udziały. Apple najwyraźniej chce wykroić dla siebie kawałek z tego tortu, a ceną za to jest właśnie uwolnienie FaceTime’a i wypuszczenie innych wersji niż na rodzimą platformę.
Funkcją, która uchodzi raczej za bajer, jednak bez wątpienia drzemie w niej spory potencjał na przyszłość, jest tryb skanowania i kopiowania tekstu ze zdjęć. Pomyślicie, po co Wam taka funkcja. Jasne, raczej nie skorzystamy z niej codziennie, jednak pojawia się tutaj “ale”.
Co, jeśli nie macie możliwości, by na przykład na szybko zapisać numer telefonu do restauracji, gdzie się znajdujecie? Wystarczy wykonać fotografię, a następnie skopiować numer telefonu z takiego zdjęcia i szybko wkleić go do dialera, by wykonać połączenie i zamówić jedzenie. Proste? Proste. Działa? Jak najbardziej! A przecież właśnie o to chodzi w mobilnych i przyjaznych dla użytkownika sprzętach, prawda.
Pewne rzeczy się nie zmieniają
Mimo znaczącej ilości nowych rozwiązań ekosystem nie zmienił się tak bardzo, jak oczekiwałoby tego sporo użytkowników. Wciąż słychać głosy tęsknoty za widżetami, które pojawiły się w ekosystemie iOS, ale na próżno szukać ich (w rozbudowanej wersji) na komputerach. A szkoda.
Bez zmian także w temacie górnej, funkcyjnej belki nawigacyjnej. Tutaj również nie pojawiły się żadne znaczące zmiany, pomimo tego, że na grupach deweloperskich, gdzie użytkownicy testowali niepubliczne wersje oprogramowania, jeszcze kilka miesięcy temu można było poczytać o tym, że kroją się w tym temacie pewne zmiany. Szkoda.
Nie ma też innowacji w temacie preferencji systemowych. Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że Apple odrobinę zmodyfikowało ustawienia preferencji systemowych gładzika. Teraz pojawiły się tam grafiki pokazujące, w jaki sposób ułożyć palce, by wykonać odpowiedni gest. Nie jestem jednak w stanie zapewnić Was na sto procent, że wcześniej tej funkcji tam nie było. Dlaczego? Bo po prostu nie zaglądam do tego menu zbyt często.
Czy warto instalować MacOS Monterrey?
Tak, warto. Oprogramowanie działa stabilnie. Nie zauważyłem na swoim Airze M1 żadnych problemów z płynnością czy zjadaniem pamięci RAM. Czas pracy na jednym cyklu ładowania jak dla mnie nie uległ żadnym znaczącym zmianom. Tutaj nie widzę niemal żadnej różnicy.
Jeśli cenicie sobie nowe funkcje, ale i jesteście gotowi poświęcić “nieco czasu” na ich naukę, spokojnie instalujcie nowy soft. Jeśli jednak uważacie, że nowy motyw, tapeta i kilka wymienionych wyżej funkcji, to nie jest rasowy game-changer, to… macie rację.
Apple ma w swojej historii lepsze wersje oprogramowania, które przynosiły więcej ciekawych nowości. Tutaj mamy coś na wzór kilku ciekawostek zmieszanych z wygładzeniem ogólnej warstwy oprogramowania. Czy to dużo, czy mało, oceńcie sami.
Kończąc, dopowiem jeszcze, że cały proces instalacji zajął mi (na bazowej wersji MacBooka Air M1) około 35 minut. Niemal cały proces dzieje się automatycznie. Możecie więc spożytkować ten czas na wiele różnych sposobów. Na przykład wchodząc na Conowego.pl ze smartfona i czytając newsy i artykuły, jakie dla Was przygotowaliśmy 🙂