Senua’s Saga: Hellblade 2 – to NIE JEST gra dla każdego! Recenzja
Senua’s Saga: Hellblade 2 to gra, której jednokrotne ukończenie zostawia mętlik w głowie. Przy drugim razie jest nieco lepiej, bo znamy już finał tej opowieści, ale i wówczas ten tytuł nie jest łatwy w odbiorze. I choć niezaprzeczalnie jest to prawdziwie audiowizualna uczta i jedna z najładniejszych jak dotąd gier na Unreal Engine 5, to jednak w pełni docenią ją zapewne nieliczni.
Słyszeliście o Senua’s Saga: Hellblade 2? Jeśli nie to wcale nie będę zdziwiony. Co prawda fani pierwszej odsłony tej serii z 2017 roku zatytułowanej Hellblade: Senua’s Sacrifice na dwójkę zapewne czekali, ale poza nimi spora część graczy mogła o tym w ogóle tytule nie wiedzieć. Raz, że jego produkcja trwała prawie 5 lat, a dwa – że Microsoft jakoś nieszczególnie kwapił się do głośnego reklamowania gry o owładniętej psychozą celtyckiej wojowniczce. Jasne, to nie GTA 6, o którym nawet niewielka wzmianka o prawdopodobnej wysokiej cenie powoduje, że Internet płonie. Skoro jednak jest to ponoć jedna z xboxowych perełek przydałoby się coś więcej niż tylko informacja, że Razer jest wyłącznym partnerem marketingowym audio dla Senua’s Saga: Hellblade 2.
Niestety, Microsoft uznał, że ten tytuł sam doskonale się obroni, w efekcie czego na Steamie ilość graczy w najlepszym momencie nie przekroczyła 4 tysięcy. Ktoś pewnie powie teraz że przecież Senua’s Saga: Hellblade 2 to gra, która miała brylować na Xbox Game Pass. To prawda, tam faktycznie dużo więcej się dzieje. Ba, nowej grze od Ninja Theory udało się trafić do TOP 5 najchętniej ogrywanych gier tej usługi. Tylko wiecie, stare polskie przysłowie mówi – „za darmo to i ocet słodki”. Pytanie więc ile z tej całej rzeszy graczy faktycznie Hellblade 2 ukończy, a ile odbiło się od tej produkcji po niecałych 10 minutach. Bo choć wizualnie nowe przygody Senui wymiatają, to jednak pokazanie ludzkiej psychozy w tak sugestywny sposób potrafi wywołać na tyle duży dyskomfort, że gra może wylądować na Waszej półeczce wstydu szybciej niż myślicie.
Senua’s Saga: Hellblade 2 – aż nazbyt realistyczna opowieść o szaleństwie
Psychoza to stan, w którym człowiek inaczej postrzega rzeczywistość i inaczej jej doświadcza. Mogą towarzyszyć jej urojenia, halucynacje, spłycenie emocji, niepokój i mania. I choć wydaje się to na tyle abstrakcyjne dla zdrowego człowieka, że przedstawienie tego w grze jest dla nas równie odległe i nierealne jak fantastyka, to już Hellblade: Senua’s Sacrifice potrafiło zbudować tak niezwykle niepokojącą atmosferę, że wręcz w każdej sekundzie gry czuło się, że coś jest tu nie tak.
Hellblade 2 idzie pod tym względem jeszcze dalej, bo prócz wsparcia specjalistów od zdrowia psychicznego i osób faktycznie dotkniętych psychozą, którzy pełnili przy tym projekcie rolę doradczą twórcy z Ninja Theory zaprzęgli do działania nowoczesną technologię. Nim jednak wytłumaczę bliżej jak wpłynęło to odbiór gry należałoby zacząć od podstaw, czyli samej opowieści. Jak zwykle w takich przypadkach sianie spojlerami na prawo i lewo mogłoby totalnie zepsuć wrażenia z samodzielnego przeżywania tej specyficznej opowieści. Ograniczę się więc do przybliżenia Wam z czym tak naprawdę mamy tu do czynienia.
Senua’s Saga: Hellblade 2 to narracyjna opowieść o młodej, celtyckiej wojowniczce, która po niesamowitej traumie spowodowanej utratą swojego ukochanego i zatraceniu się psychozie powoli odzyskuje świadomość. Wydarzenia z pierwszej części gry pchnęły ją dalej, na drogę wykorzenienia całego mroku, którego źródło upatruje na Islandii, bo właśnie tu wiodą ją wszelkie tropy. Co istotne, nasza bohaterka nie czuję się już totalnie zagubiona w świecie wykreowanym przez jej pogrążony w szaleństwie umysł. Teraz już wie, że nie wszystko jest realne, że podszeptujące jej furie to wytwór jej chorej wyobraźni, a odzyskanie kontroli nad własnym życiem będzie wymagało wysiłku i walki. I to właśnie w tej niesamowitej podróży Senui do wnętrza samej siebie przyjdzie nam tutaj wziąć udział.
Nie zrozumcie mnie źle – Senua’s Saga: Hellblade 2 to nie jest jakieś metafizyczne doświadczenie. To opowieść, która spokojnie mieściłaby się w ramach przygodowego kina akcji, bo są tu i piękne, choć surowe widoki, i całkiem nietuzinkowi bohaterowie, i pełne emocji walki z przeciwnikami czy akcje niczym z rasowego horroru z kinowymi ujęciami i niemal hollywoodzkim rozmachem. Jedyne co zgrzyta w tym całym zestawieniu to ów niewysłowiony niepokój, który towarzyszy nam przez sporą część gry i błądzenie w opowiadanej przezeń historii, w której tak do końca nie wiadomo co jest prawdą, a co nie.
Trzeba to jednak twórcom Hellblade 2 oddać – dzięki tym niedopowiedzeniom potrafili stworzyć niezwykle sugestywny obraz szaleństwa, w którym człowiek, tak jak Senua, nieustannie musi toczyć walkę z samym sobą. Nawiedzające nas wizje, które tu mają namacalny wymiar, odgłosy w ciemnościach, prześladujący naszą bohaterkę cień i przeciwnicy, którzy wydają się wręcz aż nadto straszni – tu wszystko ma znaczenie. I tylko trochę szkoda, że całe to niezwykłe przedstawienie nie ubrano w nieco ciekawszą rozgrywkę.
Pomiędzy grą a filmem, czyli interaktywne doświadczenie
Nie oszukujmy się – Senua’s Saga: Hellblade 2 to gra dość uboga pod względem oferowanej nam „zabawy”. Ja rozumiem, że jako kontynuacja części pierwszej, z 2017 roku zastosowano tu te same rozwiązania – z dość powolną eksploracją na czele, zagadkami przestrzennymi otwierającymi dalsze przejścia i dość schematyczną walką. Tyle tylko, że mamy 2024 rok i sporo się w branży gier zmieniło. Gracze oczekują teraz nie tylko ciekawej historii i towarzyszących jej emocji, ale też dającego satysfakcję wyzwania. Tymczasem Hellblade 2, poza starciami, nie jest w stanie jakoś przesadnie nas zaskoczyć czy to oryginalnymi mechanikami czy poziomem trudności.
Jasne, mamy tu garść całkiem pomysłowo zaprojektowanych zagadek przestrzennych, ale raz, że część z nich oparta została na znanym już schemacie więc wielkiej niespodzianki raczej nie stanowią, a dwa – że jest ich zwyczajnie za mało. Dużo więcej w Hellblade 2 jest ślamazarnego biegania po pustych lokacjach z ewentualnym lizaniem ścian w poszukiwaniu znajdziek niż podkręcających tempo momentów znanych z innych gier akcji.
Dlatego właśnie nie potrafię spojrzeć na Senua’s Saga: Hellblade 2 jak na typową produkcję. Znacznie bliżej jej bowiem do dawnych samograjów – gier obudowanych filmami, w których rola gracza ograniczała się do ruszania celowniczkiem i strzelania do celów. No dobra, trochę za bardzo to upraszczam, bo przecież w nowej produkcji Ninja Theory mamy znacznie więcej do roboty. Wszystko jednak czego tu doświadczamy rozgrywa się jak po sznurku.
Przykład? Odpieramy atak draugrów, czyli nieumarłych wikingów walcząc pośród płonących budynków pewnej wioski. Scena niczym z hollywoodzkiego filmu, ze świetnie wyglądającymi przeciwnikami, fenomenalnymi animacjami i odgłosami potrafiącymi zmrozić krew w żyłach. Zawsze jednak walczymy tylko z jednym przeciwnikiem, nawet jeśli scenarzyści urozmaicili nam tą scenę wymuszając przeskoki z jednego wroga na innego. Wystarczy parę bloków, uników i ciosów i akcja gry toczy się dalej.
Zapytacie pewnie czy można w tej grze zginąć – jasne, że można. Szczególnie, że w Senua’s Saga: Hellblade 2 nie uświadczycie na ekranie żadnego interfejsu – pasków zdrowia, znaczników kierunku czy listy zadań. Zabieg ten pogłębia jednak immersję, bo faktycznie czujemy się tu jakbyśmy sami doświadczali tych wszystkich niezwykłych wydarzeń. Nie udałoby się to jednak bez absolutnie fenomenalnej oprawy audiowizualnej.
Tak niesamowicie wyglądającej gry chyba jeszcze nie było
Co tu dużo pisać – Unreal Engine 5 zrobił w Senua’s Saga: Hellblade 2 wręcz niesamowitą robotę. On i twórcy gry, którzy poświęcili masę czasu nie tylko na przygotowanie prawdziwych strojów dla aktorów, które później zostały zdigitalizowane i przeniesione do gry, ale też znalezienie odpowiednich, islandzkich miejscówek i dopracowanie do najmniejszego szczegółu twarzy bohaterów. Ba, tu nawet sesje motion-capture z żywymi aktorami zamiast kilkunastu godzin trwały aż 69 dni. Efekt jest jednak absolutnie piorunujący.
W Senua’s Saga: Hellblade 2 twarze postaci potrafią wyrazić całą masę emocji, i to nie tylko podczas zbliżeń, gdy nie mamy kontroli nad akcją, ale też w trakcie walki z przeciwnikami. Pierwsze poważne starcie w grze z pewnością zapadnie Wam w pamięć, bo tak niesamowitych animacji, zmieniającego się wyrazu twarzy naszego oponenta czy nawet gry jego mięśni na rękach jeszcze dotąd nie widzieliście.
Ale na samej grafice moje zachwyty się tu nie kończą. To co jeszcze mocniej pogłębia tu immersje w osobliwe odczucie świata osoby chorej na psychozę to wykorzystanie dźwięku binauralnego do stworzenia niesamowicie realistycznej i sugestywnej sceny dźwiękowej całej gry. Na czym to polega? Chodzi o efekt rozchodzenia się fali dźwiękowej, która w zależności od umiejscowienia jej źródła najpierw dociera do naszego jednego ucha, by po chwili „pojawić” się także w drugim. W ten sposób mamy wrażenie większej głębi otaczającego nas świata.
Twórcy wykorzystali ten efekt między innymi do podszeptów furii, czyli naszych wewnętrznych głosów, które faktycznie zdają się krążyć wokół naszej głowy, a także scen rozgrywających się w pogrążonych w ciemnościach jaskiniach, w których „bawią się” wizualnymi i dźwiękowymi jump scare’ami. Jedna ważna uwaga – by faktycznie doświadczyć tego niezwykłego dźwięku konieczne są słuchawki, co zresztą sami twórcy sugerują już na wstępie gry.
To jak grać w Senua’s Saga: Hellblade 2, by się od tej gry nie odbić?
Przede wszystkim robić sobie przerwy. To z pewnością nie jest gra, którą można przejść od deski do deski podczas jednego posiedzenia. Nie dość bowiem, że ze względu na sporą ilość tonących w ciemnościach lokacji najlepiej doświadczać tej przygody po zmroku, przy wyłączonym świetle, to jeszcze wspomniana już wcześniej niezwykle sugestywna atmosfera potrafi sprawić, że nerwy mamy tu napięta jak postronki, co na dłuższą metę po prostu męczy.
Pod tym względem to chyba nawet dobrze, że cała historia Senua’s Saga: Hellblade 2 zamyka się tu w jakichś 5-7 godzinach (w zależności od tego jaką wagę przywiązujemy do eksploracji), bo nie wiem, czy gdyby wszystko to trwało dłużej zdołałbym ujrzeć napisy końcowe. A i tak pod koniec czułem tu na tyle duży dyskomfort, że kolejne przejście, tym razem z innym narratorem (co jest miłym bonusem za ukończenie gry) zostawiłem sobie na później.
Moja rada? Nie zrażajcie się niespiesznym tempem pierwszych minut Senua’s Saga: Hellblade 2 i dajcie tej produkcji szansę. Bo choć niebezpiecznie balansuje ona na granicy gry, a interaktywnego samograja to jednak bezapelacyjnie jest to jeden z najważniejszych tytułów ostatnich lat, który z pewnością odciśnie swoje piętno na całej branży gier. Zobaczycie…
Plusy:
- audiowizualny majstersztyk, z filmowymi ujęciami i emocjami na twarzach bohaterów
- animacje, które robią przepotężne wrażenie
- mięsista i naprawdę niezwykła historia, w której jednak można nieco się pogubić
- dość niezwykłe przedstawienie arcytrudnego tematu psychozy
- fenomenalnie wyglądające lokacje Islandii
- binauralny dźwięk, który na słuchawkach robi fantastyczną robotę
- pierwszorzędny, niesamowicie mroczny klimat, który potrafi wywołać ciarki na plecach
- dodatkowy tryb z innymi narratorami historii
Minusy:
- dość ślamazarne tempo poruszania się Senui
- średnio zróżnicowana rozgrywka
- schematyczna walka
- zagadki, które w zasadzie nie stanowią żadnego wyzwania
- jedno przejście to nie więcej niż 5-7 godzin