Żegnamy „kopciuchy” – elektryczna rewolucja od 2035!

To już oficjalne. Od 2035 roku koncerny motoryzacyjne nie będą mogły sprzedawać na terenie Unii Europejskiej nowych samochodów spalinowych. Oczywiście nowe unijne przepisy są dziurawe i nie obejmą m.in. producentów, u których sprzedaż samochodów w danym roku nie przekracza 1000 sztuk (mowa np. o markach ultraluksusowych). Co warto wiedzieć na temat elektrycznej rewolucji, pod którą obecnie budowane są podwaliny? Sprawdźmy!

fot. Christian Lue / Unsplash

Kilka słów o unijnych przepisach

Nowe przepisy, które dotyczyły będą producentów samochodów to część unijnego pakietu Fit for 55, który zakłada, że do 2050 Unia Europejska ma być neutralna klimatycznie. Warto jednak pamiętać, że nowe regulacje zakładają nie tylko zakaz sprzedaży nowych samochodów spalinowych na terenie Wspólnoty. To także inne pomniejsze regulacje, które mają wesprzeć przechodzenie na elektromobilność jeszcze w tej dekadzie.

Wystarczy wspomnieć o takich założeniach nowych przepisów, jak:

  • system zachęt dla producentów samochodów nieemisyjnych obowiązujący do 2030 roku; promowani będą ci producenci, którzy będą sprzedawać najwięcej pojazdów elektrycznych,
  • pośrednie cele redukcji emisji CO2 dla nowych samochodów osobowych i lekkich samochodów dostawczych na 2030 rok; to odpowiednio 55% oraz 50%,
  • wspomniane we wstępie regulacje dotyczące producentów niszowych samochodów (o rocznej produkcji nie przekraczającej 1000 sztuk); zostaną oni zwolnieni z przestrzegania nowych przepisów;
  • producenci produkujący rocznie od 10 000 do 22 000 sztuk samochodów zostaną zwolnieni z celu redukcji emisji CO2 na 2030 rok.

Warto wspomnieć także o tym, że nadal w obrocie będą spalinowe samochody używane. Unijni urzędnicy chcą jednak „utrudniać życie” ich właścicielom. Wzrosną więc ceny eksploatacji, ubezpieczeń i paliwa po to, by niejako zmusić nas do przesiadki na „elektryki”, bądź na komunikację zbiorową. Na ile będą to skuteczne zabiegi? Przekonamy się za kilkanaście lat.

Producenci już dostosowują swoje gamy modelowe

O wprowadzaniu przez producentów na rynek samochodów elektrycznych słyszymy już od kilku lat. Choć chyba najbardziej rozpoznawalnymi „elektrykami” są dzisiaj amerykańskie Tesle, to pozostali, duzi, rynkowi gracze nie próżnują. Elektryczne nowości serwują nam już marki Premium, jak Volvo, Mercedes, BMW czy Audi, a także producenci „samochodów dla ludu” – Volkswagen, Renault czy Ford. W perspektywie kilku lat giganci branży chcą serwować nam wyłącznie samochody z napędem elektrycznym nierzadko wyrabiając się przed terminem narzuconym przez organy Unii Europejskiej.

To, że nowe samochody elektryczne są obecnie niesamowicie drogie, to zupełnie inna kwestia. W tej chwili na ich zakup mogą sobie pozwolić wyłącznie kierowcy o odpowiednio zasobnych portfelach. Z pewnością duże koncerny motoryzacyjne będą dążyły do tego, by obniżyć koszty produkcji samochodów elektrycznych chociażby poprzez stosowanie nowatorskich, tańszych w produkcji ogniw. Takie prace ma prowadzić już rzekomo Nissan, który chce dość radykalnie wpłynąć nową generacją baterii na cenę swoich elektrycznych modeli.

Czytaj też: Nie będzie kolejnej generacji VW Golfa!

To koniec wielu popularnych samochodów

W ostatnich miesiącach dowiedzieliśmy się, że wiele popularnych modeli samochodów zostanie wycofanych z rynku i nie doczeka się bezpośrednich następców – właśnie ze względu na nowe, unijne przepisy. Pożegnamy tak lubiane modele, jak Ford Focus czy VW Golf. Nie wiadomo, czy na stałe. Być może za X lat, po pewnym okresie przejściowym, producenci wrócą do znanych i popularnych brandów (co w świecie motoryzacji zdarzało się nieraz).

Myślę jednak, że nie będziemy na rynku motoryzacyjnym narzekać na nudę. Postępująca elektryfikacja da pole do popisu także markom związanym bezpośrednio z elektromobilnością – takim jak Lucid czy Polestar. Pojawi się wielu nowych producentów, którzy będą chcieli przekonać nas do swoich produktów unikalnymi, innowacyjnymi rozwiązaniami wpływającymi nie tylko na bezpieczeństwo, ale także i na wygodę oraz jakość podróży.

fot. Roberto H / Unsplash

Co z ogniwami? Czy przetrwają próbę czasu?

Jednym z większych „problemów wieku dziecięcego” samochodów elektrycznych są ich ogniwa. W wielu przypadkach nie zapewniają satysfakcjonującego zasięgu, który mógłby pozwolić na niezakłócone, dłuższe podróże. Konieczne jest spędzanie pewnego czasu przy stacjach ładowania, co dla wielu kierowców może być frustrujące – szczególnie w sytuacjach, w których gdzieś się śpieszymy.

Poza tym problemem może być sprzedaż samochodu elektrycznego na rynku wtórnym. W sytuacjach, w których wcześniej korzystać będziemy z niego przez kilka lat i intensywnie go eksploatować – wydajność baterii znacząco spadnie. A na tą chwilę wymiana głównego akumulatora w samochodzie elektrycznym może generować potężne koszty sięgające kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych.

Niektórzy producenci – jak Tesla – już szukają rozwiązania tego problemu. Przykładem mogą być tu specjalne subskrypcje oferowane właścicielom aut elektrycznych. W niektórych krajach europejskich, płacąc kilkaset euro miesięcznie zyskujemy pewność, że gdy wydajność baterii samochodu spadnie poniżej pewnego poziomu, producent wymieni nam ją na nową bez dodatkowych opłat. Być może taki model finansowania wymiany akumulatora przyjmie się na skalę globalną.

Czytaj też: Następca Passata przechodzi testy w Hiszpanii!

Podsumowując…

Rynek motoryzacyjny w najbliższych latach przejdzie potężną przemianę. Producenci już zaczęli przystosowywać swoje oferty do nowych warunków. Niektóre modele znikają z nich na dobre. Inne natomiast zostaną zastąpione elektrycznymi odpowiednikami. Pozostaje mieć nadzieję, że za te 12 lat nie dość, że auta elektryczne potanieją, to jeszcze wymiana akumulatorów w ich przypadku nie będzie kosmicznym kosztem, jak obecnie. Wtedy można będzie jednoznacznie stwierdzić, że zeroemisyjność jest dla mas.

Grafika tytułowa: dcbel / Unsplash