Dead Space 3 – mniej przerażające oblicze strachu
Piła plazmowa, charakterystyczna zbroja oraz ciężka, klaustrofobiczna atmosfera były dla Dead Space tym czym potęga mocy i bzyczące, kolorowe świetlówki dla Gwiezdnych Wojen. „Były”, bo w nowej odsłonie serii wiele się zmieniło. Czy jest to jednak faktycznie powód do mieszania tej gry z błotem? Moim zdaniem, zupełnie nie.
Historia opowiadana w Dead Space 3 nie grzeszy oryginalnością. Od czasu pierwszego kontaktu z markerami i nekromorfami Issac Clarke nie ma łatwego życia. Prześladują go zmory przeszłości, a teraz jeszcze, na domiar złego na karku siedzą mu wyznawcy kościoła unitologicznego wraz z ich mocno popapranym przywódcą – Danikiem. Co gorsza, unitology rozpoczęli właśnie realizację swojego szalonego planu – przemiany całej ludzkości. Jedyną osobą, która może im w tym przeszkodzić jest Clarke. No i niewielka grupka ekspedycyjna, która prawdopodobnie znalazła klucz do zagadki markerów. Odpowiedź znajduje się na skutej mrozem, tajemniczej planecie Tau Volantis. Słowem – sztampa niemal do bólu. Szkoda, że twórcom nie udało się stworzyć prawdziwych relacji między występującymi w grze postaciami przez co są oni dla nas zupełnie nie istotni. Ważny jest tylko nasz bohater i to co właśnie dzieje się na ekranie.A dzieje się sporo, bo Dead Space 3 wyraźnie zboczył z obranej ścieżki ciężkiego, niezwykle mrocznego survival horroru. Więcej tu strzelania i więcej bezpardonowych akcji. Nie ma też odliczania amunicji, bo raz, że jest jej mnóstwo, a dwa – że pasuje do każdego rodzaju broni. Takie podejście nie pozostało bez wpływu na budowanie napięcia w grze. Mimo to emocji nie brakuje. Bo choć klimat nie jest już tak gęsty, żeby kroić go siekierą (wystarczy łopatka do sera:-) to jednak nadal czuć tu ducha Dead Space. Może nie wszędzie, i nie w każdej lokacji, ale zdarzają się takie miejsca, które działają na wszystkie zmysły.
Niewiele zmieniło się za to w konstrukcji misji. Nadal mamy tu zadania pokroju znajdź coś, dowiedź się, że potrzebujesz jeszcze czegoś, żeby to pierwsze coś działało, po czym całość zmontuj i … przejdź do kolejnego zadania. Na domiar złego bardzo często oznacza to kręcenie się w kółko po tych samych lokacjach. Co ciekawe jednak ani na chwilę nie czujemy się tym znużeni. Twórcy umiejętnie przeplatają nowe lokacje ze starymi co jakiś czas atakując nas znienacka akcją, od której może serce z piersi nam nie wyskoczy, ale emocje pofruną do sufitu. W ten schemat świetnie wkomponowują się też naprawdę ciekawe misje poboczne, których dotąd w serii nie było.
Sporą nowością jest też system tworzenia przedmiotów oraz rozbudowy broni, którą można niemal dowolnie konfigurować. Potrzebujemy przecinacza plazmowego? Proszę bardzo. Przydałoby się do tego podpiąć karabin? Nic nie stoi na przeszkodzie. A może jakieś wzmocnienie wystrzeliwanych pocisków? I z tym problemu nie będzie. O ile oczywiście dysponujemy odpowiednią ilością niezbędnych surowców. I tu pojawia się problem, bo surowców, szczególnie tych rzadkich, jest jak na lekarstwo. Co prawda w naszym „plecaku” znalazło się miejsce na specjalne roboty poszukiwawcze, ale nawet i z ich pomocą wybudowanie wszystkich możliwych broni jest raczej niemożliwe. No cóż, Electronic Arts tak sobie to wymyślił, że surowce to znakomity towar do sprzedaży za realną kasę w systemie mikropłatności. Czy trzeba je kupować? Nie, do satysfakcjonującego przejścia gry wystarczy to co sami znajdziemy.
#break#
Największym jednak atutem trzeciego Dead Space jest doskonały tryb kooperacji. Drugi gracz wciela się w nim w rolę Johna Carvera, innego członka ekspedycji, i nie jest to bohater-zjawa, który tylko towarzyszy głównej postaci podczas walki. Bierze on bowiem czynny udział w przerywnikach filmowych i wspólnych zadaniach. Dzięki jego towarzystwu możemy poznać znacznie więcej historii niż w trybie dla pojedynczego gracza. Co więcej, niektóre sceny w taki sposób przearanżowano, aby obaj gracze mogli mieć w nich swój udział. W ten sposób zabawa z żywym kompanem nabiera prawdziwych rumieńców. Szczególnie podczas tych fragmentów gry, w których błądzimy po ciemnych korytarzach statków czy poruszamy się w nieważkości wzajemnie osłaniając swoje plecy. W takich akcjach czuć moc. Od dnia swojej premiery Dead Space 3 zbiera niesamowite cięgi. Moim zdaniem, zupełnie niezasłużenie. Może i ten super przejmujący, psychodeliczny klimat nieco się rozmył, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. W moim odczuciu, chyba nawet lepiej że złagodzono nieco atmosferę gry, bo czasami była dla mnie zbyt ciężka. Pierwszy Dead Space w ciągu kilku godzin „zabawy” przeraził mnie tak mocno, że musiałem od niej odpocząć. Co gorsze, jak dotąd nie udało mi się jej skończyć i jakoś nie mogę przekonać samego siebie, żeby dać jej drugą szansę. Za to w trójkę grało mi się znakomicie, szczególnie w kooperacji. Na zarzut, że Dead Space 3 nie jest już survival horrorem odpowiem tylko – wszystko się zmienia. Twórcy musieli coś zrobić, aby seria nadal pozostała atrakcyjna. Prawda jest taka, że poziomu „jedynki” nie będzie w stanie osiągnąć żaden sequel. Wyjątki od tej zasady tylko potwierdzają regułę.
Zalety:
- świetnie zaprojektowane lokacje
- sceny zapadające w pamięć
- nowość: misje poboczne
- rozbudowany system tworzenia przedmiotów i broni
- bardzo sugestywna oprawa dźwiękowa
- znakomity tryb kooperacji mocno wzbogacający grę
- nadal niezły klimat
Wady:
- mało intrygująca historia z jednowymiarowymi postaciami
- błędy graficzne typu znikające tekstury, rozciągliwe obiekty itp.
- denerwujący system dołączania do gry przez drugiego gracza (tylko w miejscach automatycznego zapisu)
Grafika: 8/10
Dźwięk: 8/10
Grywalność: 8/10
Ocena ogólna: 8/10